wtorek, 26 listopada 2013

Rozdział 7


Rano budzi mnie budzik ustawiony na nocnej szafce. Gdy się ruszam, odczuwam ból. Nie za bardzo umiem go opisać. Trochę piecze, swędzi i jakby pękała skóra. Siadam na łóżku i w tym momencie wspomnienia do mnie wracają. Nie wiem dlaczego wczoraj tak zareagowałam i pewnym stopniu czuje się z tym źle. Może to alkohol, który wypiłam w towarzystwie niejakiego Louisa. Teraz z pewnością w oczach elity stanę się jeszcze większą gapą. To nie martwi mnie aż tak bardzo, lecz to jak potraktowałam Steph. Jest mi z tym strasznie głupio. Z pewnością muszę ją przeprosić.
Podeszłam do szafy i przeszukałam jej wnętrze by znaleźć coś luźnego. Oczywiście z jednego powodu... Bym mogła się w to wcisnąć.
Idę do łazienki i gdy staję przed lustrem mam ochotę płakać, krzyczeć. Moja twarz jest blada, usta są sine, oczy małe i czerwone, widać pełno czerwonych krwinek zarówno jak i na oczach, jak i na twarzy. Wchodzę pod prysznic, ale gdy pierwsze krople obijają się o moją skórę wybiegam z niego o mało co nie zabijając na mokrych płytkach. Rany są świeże więc w reakcji z woda strasznie zaczęły mnie szczypać. Postanowiłam w tym wypadku opłukać się delikatnie i umyć włosy za pomocą słuchawki.
Nie jem śniadania tylko ubieram moje martensy na chłodniejsze dni takie jak dziś. Na bluzę zakładam czarna skórzana kurtkę i wychodzę z mieszkania podczas gdy wszyscy śpią. Weszłam do sklepu po wodę, a następnie przemierzałam park. Przygotowywałam się psychicznie na zmierzenie się z wszystkimi. Po pewnym czasie gdy spojrzałam na zegarek stwierdziłam, że spokojnie mogę już iść.

***

Przeszłam wraz z całą masą ludzi przez bramę. Miałam opuszczoną głowę, ale mimo tego zauważyłam moich przyjaciół. Podeszła bym do nich gdybym się tak bardzo nie wstydziła. Nie chce ich upokorzyć. Tak więc całą drogę do sali od matematyki pokonałam z spuszczona głową. Miałam zero chęci na nią. Po dzwonku ślimaczym tempem szłam do ławki. Wyjęłam książki po czym położyłam głowę na ławce. Słyszałam jakby za mgłą tą znajomą chrypę, nie byłam w stanie zacząć go słuchać i uczestniczyć w lekcji.
Czułam osłabienie w moim organizmie. Coraz ciężej mi się oddychało oraz coraz słabiej słyszałam
- Rose... Rose?- Ocknęłam się i podniosłam wzrok na Harry'ego, który miał zmarszczkę na czole ewidentnie spowodowaną moim zachowaniem
- Wszystko w porządku?- pyta na co kiwam, że tak; oczywiście kłamiąc.
- W takim razie choć do tablicy- przełykam z trudem silę i biorę głębokie wdechy. Gdy wstaję obraz mi się zajmuje, a wszystko co słyszę odbija się echem. Tracę grunt pod nogami gdy daje krok między ławkami. Pamiętam tylko silne uderzenie, a potem… to już tylko pustka.

***

Zamrugałam kilkakrotnie żeby przyzwyczaić swoje oczy do światła. Usiadłam na małym łóżku. Po chwili poczułam ból w kości potylicznej.
- Jak się czujesz?- Spytała niska blondynka o ślicznych niebieskich oczach i malinowych ustach. Była naszą szkolna pielęgniarką.
- Trochę boli mnie głowa- wymamrotałam i potarłam bolące miejsce.
- Zemdlałaś.... Uderzyłaś głową o podłogę ma prawo cię boleć- uśmiechnęła się sympatycznie. - Jadłaś coś dzisiaj?
- Ummm...tak- skłamałam, ponieważ gdyby dowiedział się ktokolwiek, że nie jem już trzeci dzień to prawdopodobnie zamknęli by mnie w pokoju i ciągle karmili.
- W takim razie to zapewne osłabienie.... Pan Styles niedługo przyjdzie... Musiał dokończyć lekcję
- Ha... Pan Harry....- kobieta przerwała mi
- Pomógł mi cię przynieść tutaj
- Och- W całej szkole usłyszeć można było dzwonek. Nie minęła minuta gdy do pomieszczenia wszedł Harry. Zrobiło mi się strasznie głupio gdy stanął przede mną.
- Jak się czujesz? Wszystko w porządku?- Pielęgniarka zaczęła tłumaczyć, że to od osłabienia. Harry pokiwał głową nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Rose czy jest ktoś w domu kto mógłby cię odebrać?- Spytała blondynka. Zastanawiałam się chwilę nad odpowiedzią. Tata zapewne pracuje, a mama siedzi u swojej koleżanki. Robi tak zawsze gdy jesteśmy w szkole. Rzecz jasna, że James mnie nie odbierze
- Nie... nikogo nie ma- Powiedziałam ochrypłym głosem. Pielęgniarka westchnęła i szukała pomocy z strony Harry'ego.
- Mogę ją zabrać do mnie- Sądzę, że nie tego spodziewała się blondynka. Sama nie za bardzo tego chciałam.
- Ja...umm... nie wiem czy to dobry pomysł- Jąkałam się jeszcze bardziej gdy Harry zmrużył oczy, a na jego czole pojawiły się zmarszczki
- Hmm... chyba to dobry pomysł... - Spojrzałam na blondynkę błagalnymi oczami by cofnęła te słowa
- Czyli już mogę ją zabrać?- Pyta Harry, a blondynka kiwa potakująco głową. Podchodzi do mnie zwinnym krokiem niczym dzikie zwierze. Chwyta mnie za ramię. Usiłuję stłumić jęk, na całe szczęście tylko się krzywię i strzepuję jego rękę. Nieco zdziwiony chowa ją do kieszeni swoich spodni. Opuszczamy gabinet i idąc szarymi korytarzami w ogóle na siebie nie spoglądamy. Dzieli nas dość spory dystans.
- Czujesz się już lepiej?- Pyta i wcale na mnie nie spogląda.
- T-tak- Mówię drżący głosem. Nic nie mówi tylko otwiera drzwi i puszcza mnie pierwszą jak prawdziwy dżentelmen. Idziemy przez parking pełny samochodów. Wzdycham gdy widzę jego audi, które nadal wygląda jakby dopiero co wyjechało z salonu. To, że ma pieniądze uświadomiłam sobie już w dzień korepetycji gdy stanęłam pod jego domem, a raczej willą.
- Napędziłaś mi niezłego stracha gdy zemdlałaś- Mówi i uśmiecha się. Moja głowa ląduje na szybie gdy ruszamy.
- Nie wątpię...- Uśmiecham się sama do siebie w rozbawieniu gdy wyobrażam sobie to całe zdarzenie.- Chciałam ci podziękować. Słyszałam, że...
- To nic wielkiego- Odrywa wzrok od drogi przed nami i uśmiecha się do mnie. Potrząsam głową i powracam wzrokiem za szybę. Moje oczy jednak nie są zbyt posłuszne i ciągle wracają wzrokiem w jego stronę. Przyłapuję siebie samą na patrzeniu, a raczej skanowaniu całego ciała Harry'ego.
- Hmm...?- Odwraca głowę i widzę jak po jego twarzy przemyka cień rozbawienia. Rumienię się i odwracam od niego wzrok.

***

- Chcesz coś do picia?- Pyta gdy ja idę w kierunku salonu.
- Umm... może wodę- Wchodzę do pomieszczenia i uśmiecham się na widok śpiącego Tofika. Podchodzę do kanapy i głaszczę go tak by się nie obudził. Porusza się i po chwili kładzie na plecach. Chichoczę i głaszczę go po brzuchu.
- Uważaj... niezły z niego flirciarz- Śmieję się na słowa Harry'ego i sięgam po szklankę z przeźroczystą cieczą. Biorę kilka łyków i spoglądam na Harry'ego, który siedzi na kanapie i patrzy w sufit. Nie wiedząc co robić zaczynam się wiercić i szukam jakiegoś miejsca, które sprawiłoby żebym nie czuła się tak mało komfortowo.
- Harry?- Mówię cicho.
- Hmm?
- Co robisz?
- Myślę co mógłbym robić z uczennicą- Rumienię się, a on przejeżdża dłonią po swoich włosach widocznie skołowany tym jak zabrzmiały jego słowa.
- Umm... możemy…
- Możemy pograć w x-boxa- Wstaje i zaczyna wszystko podłączać.
- Nie wiem czy to dobry pomysł- Mówię, ale Harry zachowuje się jakby w ogóle mnie nie słyszał.- Nie jestem w to dobra
- A w co jesteś?- Pyta Harry z szerokim uśmiechem na twarzy. Jego oczy aż lśnią z rozbawienia. Po raz setny robię się czerwona.
- Ugh...- Wzdycham.- Nie w to o czym myślisz- Mówię
- Szkoda- Podnoszę jedną brew i wykorzystuję to, że stoi tyłem. Biorę jedną z poduszek i rzucam w niego.
- Jak dziecko... jak dziecko- Powtarza jakby do siebie i kręci głową.- Możemy zaczynać- Odwraca się w moją stronę. Wstaję i idę obok Harry'ego.
- Zdejmij bluzę. Będzie ci za ciepło- Wymyślam szybko jakąś wymówkę.
- Nie mam nic pod spodem- Znów się rumienię.
- Mi to nie przeszkadza- Uśmiecha się tak słodko, że mam ochotę włożyć w dołeczki swoje palce.
- Nauczyciel chyba nie powinien być tak zboczony.
- Po za szkołą ja nie jestem nauczycielem, a ty moją uczennicą- Chwilę myślę nad tym co powiedział. Mimo tego i tak nie zachowam się tak jak przy moich przyjaciołach.

***

- Boks?- Jęczę, a Harry się śmieje.
- Czujesz to?
- Co?
- Smak przegranej- Śmieje się. Uderzam go pięścią w bark. Chwyta się i udaje, że go boli. Kręcę głową i nie potrafiąc być dłużej poważna wybucham śmiechem. Gra się rozpoczyna, a ja nie mam siły i do tego wciąż chichoczę. Przegrywam pierwszą rundę z resztą jak każde inne.
- O Boże, ale się zmęczyłam- Jęczę i sięgam po szklankę. Wypijam resztę wody. Harry wpuszcza Tofika do salonu. Ten wbiega jak szalony i zwala ogonem kartki z stolika. Nachylam się po nie równo z Harrym. Podnoszę głowę w momencie gdy on robi to samo. Jesteśmy tak blisko siebie, że nasze nosy prawie się stykają. Patrzę w jego zielone oczy i walczę sama ze sobą by nie utonąć w ich zieleni. Uświadamiam sobie co się dzieje gdy rozlega się dzwonek do drzwi. Podnoszę się szybko i kładę kartki na stoliku. Przeczesuję swoje włosy i chwilę nie wiem co robić. Harry zniknął z pomieszczenia. Robię to samo. Przepycham się obok niego.
- Rose!- Woła moje imię.
- Cześć Rose!- Słyszę znajomy głos. Odwracam się i widzę Louisa.
- Nie gadam z tobą Louis!- Krzyczę i wychodzę przez bramę. Zastanawiam się skąd Harry zna Louisa.
_____________________________________

Siemka! Przepraszam, że długo nie dodawałam, ale byłam/jestem chora. 
Co się dzieje? Dlaczego tak mało jest komentarzy pod ostatnim rozdziałem?

Bym zapomniała! Zapraszam was na nowy blog. Jest to kolejne fanfiction o Harrym. Mam nadzieję, że zajrzycie i skomentujecie. :*


Wybaczcie, ale muszę: 6 komentarzy= następny 

Możecie zostawiać swoje tt, aski.... cokolwiek 

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 6

Obudziłam się po godzinie 11:00. Wykonałam poranna toaletę po czym zbiegłam na dół.
- Cześć mamo- usiadłam na blacie. Po tacie nie było ani śladu wiec pewnie jest w pracy. Rodzicielka odpowiedziała mi szybko przez masę zajęć.
- Śpioch- zaśmiałam sie na słowa Jamesa i dźgnęłam go palcem w brzuch. Nie pozostał mi dłużny i zaczął mnie łaskotać.
- Dobra... Przestań- wydyszałam. Zmierzwił swoje włosy i usiadł na krześle.
- Zdałem prawo jazdy
- Serio?- zeskoczyłam z blatu.
- No... Szukam teraz jakiegoś auta
- Gratulacje...- naszą rozmowę przerwała mama.
- Rose chcesz śniadanie?
- Nie- wymamrotałam
- Musisz coś zjeść
- Nie chce
- Dlaczego?
- Bo nie jestem głodna
- Wczoraj prawie nic nie jadłaś
- Ugh... Daj spokój- przewróciłam oczami i wyszłam z kuchni. Usiadłam na kanapie w salonie. Ronnie pewnie była ze swoimi przyjaciółkami na mieście. Wspominając o tym naszła mnie ochota na wyjście do jakiejś kawiarni. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do Steph. Umówiłyśmy się za dziesięć minut na rogu jej ulicy.
*
- Znasz jakieś dobre kawiarnie?- pytam bo w tych sprawach jestem zielona.
- Nie, dlatego pójdziemy do pierwszej lepszej- spojrzałam na nią kątem oka.
- Czyli ta?- skinęłam w kierunku kawiarni o nazwie "Cupcake". Steph spojrzała na nazwę a potem na mnie i zachichotała. Weszłyśmy do środka. Było tutaj dość ciepło. Ściągnęłyśmy kurtki i powiesiłyśmy na wieszakach zaraz przy wejściu. Wystrój nie był jakoś specjalnie nowoczesny ale podobało mi się. Krzesła, stoły i panele były wykonane z białego drewna. Ściany natomiast miały kolor biało- kremowy. Ciepła kawiarni dodawały kolorowe kwiaty na każdym stołku oraz lampki. Usiadłyśmy przy jednym z wielu stolików. Po chwili przyszła kelnerka z menu. Chwyciłam jedno i zaczęłam przeglądać.
- Co bierzesz?- Spytałam
- Kawę i ciastko- Skinęłam głową. Nie czekałyśmy długo za kelnerką. Wróciła do nas po chwili tym razem z kartką.
- Co podać?- spytała uprzejmie.
- Dwie kawy latte i jeden placek... O ten- Steph mówiła zamówienie które uzgodniłyśmy. Kelnerka poszła za ladę a my zaczęłyśmy rozmowę.
- No wiesz ja uważam że ten pies to wabik na dziewczyny- pokręciłam głową na jej słowa. Po wczorajszym spotkaniu o wszystkim opowiedziałam jej w rozmowie przez telefon.
- Daj spokój Steph
- No co?- w pomieszczeniu rozległ sie dźwięk otwieranych drzwi. Automatycznie spojrzałyśmy w tym kierunku.- O wilku mowa- Cholera. Jeszcze tego brakowało.
Jak zwykle wyglądał przystojnie. Podszedł do lady. Mówił cos do kasjerki. Pewnie składał zamówienie. Gdy się odwrócił zauważył nas i uśmiechnął się. Podszedł do naszego stolika. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Co ten człowiek w sobie ma że tak na mnie działa?
- Cześć dziewczyny- Powiedział uśmiechając się przy tym szeroko.
- Dzień dobry- Przywitała się Steph. Ja natomiast nie wiedziałam co powiedzieć.
- D-d...cześć Harry- uśmiechnął się raz jeszcze tylko tym razem inaczej.
- Niech pan siada- Moja przyjaciółka wskazała na krzesło obok nas- Jak idzie matematyka mojej przyjaciółce?- Pyta gdy Harry siada. Czuje sie nie zręcznie i mam wrażenie że chce mnie upokorzyć.
- Teraz już dobrze- Mruga do mnie po czym oblewam się rumieńcem. Wydaje mi się jakbym zrobiła coś nie legalnego. Nic takiego nie zrobiłam wiec pozostaje tylko pytanie czy to co czuje powiązane jest z obecnością nauczyciela?
Steph zachichotała. Zmarszczyłam delikatnie czoło i upiłam łyk kawy.
- Kiedy następne lekcje Rosalie.... umm Rose?- urocze było to jak zająknął się. Czy ja właśnie użyłam słowa "urocze"? No ale to nic takiego bo przecież dużo rzeczy jest uroczych prawda?
- Sadzę, że... Gdy będę potrzebować- Odpowiadam skrepowana. Steph kopie mnie pod stołem. Patrzę na nią, a ona kiwa głową. Wiem dokładnie o co jej chodzi. Chce bym umówiła się na jutro. Zrobiłabym to gdyby nie fakt, że czuję się dziwnie.
- Dobrze więc...- Harry zaczyna, ale wcinam się
- Sadzę, że jutro to odpowiedni dzień- Steph uśmiecha się dumnie, a ja oblewam się rumieńcem. Spoglądam na nauczyciela. W obydwóch policzkach widnieją cudowne dołeczki. Zielone oczy wlepione są we mnie. Patrzę dokładniej. Są niczym skoszona trawa. Czuje jej zapach i woń. Wyobrażam sobie łąkę. Zero zmartwień. Pełen spokój i szczęście. Jest w tych oczach dużo radości. Wnioskuje to po iskierkach. Jednak mimo tego są bardzo tajemnicze i pozostawiają zagadkę do odkrycia. Czuje się jakbym miała odnaleźć elementy układanki, a to był pierwszy.
- Rose... Rose?- przerywam moje wpatrywanie się gdy słyszę głos przyjaciółki. Kiwam głową by pozbyć się zielonych tęczówek.
- Ummm... Co mówiłaś?- czerwienie się. Spoglądam na Harry'ego gdy czuje na sobie jego wzrok.
- Ugh...Mówiłam, że musimy iść- Kiwam głową i żegnam się z nauczycielem krótkim " do widzenia"
*
Przemierzałyśmy nasze ulubione sklepy tak naprawdę bez celu. Przyszłyśmy do galerii tylko ze względu na ogarniającą nas nudę. Żadna z nas nie kupiła sobie nic z pośród tak wielu cudownych rzeczy. Przymierzałyśmy niektóre z nich tylko dla zabawy. Przeważanie były one za drogie, ponieważ wyszła nowa kolekcja na zimę. Można było oczywiście znaleźć coś taniego, ale przeważnie nie było to nic co by się nam przydało.
Po kilku godzinach znudziło nam się i to. Usiadłyśmy na środku galerii, na ławce i myślałyśmy co mogłybyśmy robić. Steph siedziała w Internecie na komórce. Mnie niezbyt chciało się myśleć akurat o tym. Swoimi myślami wracałam do wczorajszych korepetycji oraz rozmyślałam nad jutrzejszymi. Nie chcąc się zadręczać zmieniłam swoje myśli. Spoglądałam na ludzi maszerujących w różnych kierunkach. Próbowałam wyczytać cokolwiek z ich mowy ciała. Nie było to dość proste. Zdarzały się banalne przypadki. Na przykład małżeństwo szło nie trzymając się za ręce, zbyt daleko, ona miała smutną minę natomiast on był zły i przeszywał wzrokiem inne kobiety. Dotarło do mnie, że nie chciałbym być na miejscu tej kobiety. Wielu by się żałowało, a to według mnie jedna z najgorszych rzeczy.
- Tak!- usłyszałam głos przyjaciółki i momentalnie oderwałam się od moich przemyśleń.
- Hmm…?
- Connor..Wiesz… ten mój kuzyn wyprawia dzisiaj imprezę… więc…. Może… byśmy… poszły?- Mówiła nie pewnie, ponieważ po ostatniej imprezie obiecałam sobie, że już nigdy na żadną nie pójdę , a wszystko dlatego, że upiłam się tak mocno, że nic nie pamiętałam.
- Umm…- Szukałam przez chwilę sensownej wymówki- Tak w niedzielę?
- Ahhh… no, ale wiesz… liczy się zabawa- Gestykulowała rękoma- Proszę!
- Ugh… Dobra Steph ale masz dopilnować bym się nie schlała
- Moja w tym głowa
*
Siedzę po turecku na moim łóżku. Steph siedzi przed toaletka, a Ronnie ślęczy nad nią i mówi co uważa na temat makijażu. Mojej przyjaciółce to nie przeszkadza, a nawet pewnie odpowiada. Chciałaby czegoś takiego z mojej strony lecz ja nie znam się na makijażach. Przeglądałam Facebooka na telefonie i spoglądałam na dziewczyny. Sadze, że imprezowanie w niedzielę nie jest najlepsze ale uwielbiam gdy Steph się cieszy i jestem skłonna imprezować. Nie mogę jednak przesadzić.
- Skończone!- krzyknęła Stephanie, a następnie obróciła się w moją stronę - I jak?
- Jak zawsze wyglądasz cudownie Steph- Uśmiechnęła się zniewalająco. Moja przyjaciółka jest bardzo atrakcyjna. Jest wysoka, zgrabna. To ja jestem ta brzydsza. Moje ciało pokrywa niemiłosiernie wielka masa tłuszczu.
- Teraz ty kochaniutka- Schodzę ślimaczym tempem do krzesła. Siadam na nim i pozwalam na makijaż. Wiem, że będzie dobry jak zawsze.
Po kilku minutach widać efekt końcowy. Ronnie jest tak samo zachwycona jak Steph. Przyglądam się sobie w lustrze i widzę nieatrakcyjną dziewczynę. Zapomniałam o makijażu i skupiłam się na samoocenie. Zaczynam żałować, że tam idę. To nie miejsce dla mnie. Widzę te wszystkie szczupłe dziewczyny.
Odwracam się na krześle i chce zacząć mówić, że nie idę ale serce mi się lamie gdy widzę Steph tak bardzo szczęśliwą. Wzdycham i wstaje z krzesła. W drodze do szafy komplementuje makijaż.
Zakładam białą krotka sukienkę. Dziwie się że w ogóle się w nią mieszczę. Steph zakłada natomiast czarną.
Obydwie mamy podkręcone włosy.
*
Gdy jechałyśmy na imprezę pomyślałam sobie, że szkoda że nie ma z nami Nialla. Miałabym świadomość, że jest ktoś jeszcze oprócz Steph kto mógłby mnie pilnować. Niestety Horan dostał rozkaz od swoich rodziców i musiał jechać do babci.
Mijałyśmy domki jednorodzinne. Auto zatrzymało się pod jednym z wielu. Nie wyróżniał się prawie niczym oprócz tego, że na kilometr wiało od niego imprezą. Ahh… Wolę imprezy w klubach. Wzięłam kilka wdechów i wydechów po czym wysiadłam z auta. Steph wyciągnęła do mnie rękę. Chwyciłam ją i razem na wielkich szpilkach udałyśmy się do środka. W drzwiach przywitał nas Connor. Uwielbiałam tego chłopaka. Był trochę podobny do Nialla, ale z charakteru był bardziej nieznośny.
                Wnętrze wypełniała masa tańczących i pijanych osób. W pomieszczeniu czuć było papierosy alkohol i wszelakiego rodzaju narkotyki. Steph zaraz po przemieszczeniu się w głąb zniknęła z mojego pola widzenia. Westchnęłam i poszłam do kuchni. „By zacząć imprezę trzeba coś wypić”. Sięgnęłam po kubek i od razu opróżniłam jego zawartość. Czując na sobie czyś wzrok odwróciłam głowę. Zobaczyłam w średnim wzroście bruneta o hipnotyzujących oczach ale nie aż tak bardzo jak Nialla. Miał lekki zarost. Uśmiechał się tajemniczo. Podniosłam jedną brew. Poprawił swoją grzywkę. Zauważyłam ,że spod białego t-shirtu wystają tatuaże. Spojrzałam raz jeszcze na niego i stwierdziłam że jest o kilka lat ode mnie straszy.  
- Niby taka grzeczna…- Usłyszałam gdy odwróciłam głowę.
- Słucham?- Spytałam z odrobina złości w głosie.
- Jak masz na imię?
- Rose…- Patrzyłam na niego podejrzliwie.
- Jestem Louis- Zaszczebiotał
- Moż…
- To taki żart- Oparł się o blat i ciągle mi się przyglądał
- Serio? Najpierw naucz się jak rozmawiać z dziewczyną… potem możemy gadać- Wyszłam z kuchni i omal co nie wpadłam na grupkę pijanych osób. Pokręciłam głową. Wchodząc do salonu zauważyłam niemiłą grupę ludzi otóż „Szkolne gwiazdy” . Starałam się ich unikać. Kierowałam się do drzwi tarasu gdy usłyszałam śmiechy i „Cześć” skierowane do mnie.
                Jedna z dziewczyn kiedyś się ze mną kolegowała, ale to wszystko skończyło się gdy ona zaczęła chodzić z chłopakiem. Ubzdurała sobie, że chcę jej go odbić i dołączyła do „gwiazd”. Od tego czasu się ze mnie naśmiewają.
- Odpowiada się do cholery!- Krzyk sprawił, że stanęłam w miejscu. Nadal jednak byłam do nich plecami
- Eee  tam szkoda czasu na tego śmiecia- Usłyszałam cichszy głos, ale sprawił, że poczułam się strasznie źle.
- Masz rację Tom… Nie wiem jak ja mogłam się kumplować z kimś takim… Gruba, brzydka… w ogóle tutaj nie pasuje- Grupka zaśmiała się, a ja próbowałam powstrzymać łzy.
- No wypierdalaj stąd grubasie!- łzy wypłynęły na wierzch, a moje ciało zaczęło się trząść jak galaretka. Te słowa umknęłyby mi gdyby nie wyraz „gruba”. To stało się moim słabym punktem.
                Wybiegłam na zewnątrz zanosząc się okropnym płaczem.  Wiedziałam, że nie powinnam tu przychodzić, wiedziałam, że to nie miejsce dla mnie, wiem, że jestem gruba. Czuję do swojej osoby nie smak i brzydzę się siebie.
                Przeczesałam boleśnie swoje włosy. Zaszlochałam i z braku siły usiadłam na krawężniku. Zaczęłam pociera swoje nogi i ręce jakbym chciała zdjąć z siebie tą ogromną masę. Gdzieniegdzie pojawiła się krew od zadrapań paznokciami, ale to dla mnie nie było istotne, istotne było dla mnie to żeby pozbyć się tłuszczu.
                Nie miałam za złe tego Steph tylko sobie. Wiedziałam że tutaj nie pasuję, a i tak uległam i się tutaj znalazłam. Łzy zalały całą moja twarz i czułam jak skapują na mój dekolt. Cała się trzęsłam i nadal zachłannie drapałam. Po chwili stało się i to dla nie obrzydliwe. Nie chciałam na siebie patrzeć ani się dotknąć. Szlochałam patrząc w gwiazdy.
- Rose! Wszędzie cię szukałam!- Usłyszałam o dziwo trzeźwy głos Steph. Podeszła do mnie i momentalnie się pochyliła- Płaczesz?- Spytała przerażona widząc moją twarz. Spojrzała na mnie i skrzywiła się mocno. – Cholera coś ty zrobiła?!- Krzyknęła na mnie co sprawiło, że podskoczyłam. Nie pomagasz Steph. – Chodź- Chwyciła mnie za ręce.
- Nie dotykaj mnie!-  Wstałam i warknęłam  wyrywając się. Nikt nie ma prawa mnie dotykać. Ja sama brzydzę się tego to co dopiero inni.
- Rose?- Spytała łagodniej.  Odwróciłam głowę w jej stronę. Zauważyłam łzy w jej oczach. Prychnęłam i zaczęłam iść. Czułam pieczenie ran i gdzieniegdzie spływającą krew.  Ciężko mi się oddychało , a droga rozmazana była przez łzy. – Proszę, chodź… Odwiozę cię- Powiedziała. Przystanęłam i zdecydowałam się na tę prośbę bo nie za bardzo rozpoznawałam okolicę.
*
W domu wszyscy spali więc nikt nie zobaczy jak wyglądam. Po wejściu do pokoju zdjęłam ubrania i poszłam pod prysznic. Woda była czerwona. Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam. Skrzywiłam się widząc mocne zadrapania na kości piszczelowej, udach i rękach. Wolę nie wspominać o moich oczach.  
Zasnęłam z bólem który towarzyszył w moim sercu jak i na ranach.
___________________________________________

Z góry przepraszam za ten rozdział. Jest okropny...
Chciałabym również przeprosić za długą nie obecność. Miałam komputer u naprawy ale strałąm się pisać na telfeonie. Teraz mam cudeńko więc jest i rozdział.
Pojawiła się zakładka "Powiadamiani". Jesli chcesz być informowany zostaw cokolwiek. Twiiter, gg :D
Pozdrawiam 
Buziaki ;*

Komentujcie

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 5

Moje powieki podniosły się gdy jedno z mojego rodzeństwa wskoczyło na łóżko i zaczęło po nim skakać. Przekręciłam się na drugi bok ale szybko tego pożałowałam ponieważ wylądowało na mnie co najmniej dwa litry wody.
- Popierdoliło was?- Krzyknęłam zrywając się z łóżka. Ronnie zachichotała i wyszła z Jamesem z pokoju. Podeszłam do szafy i wyjęłam ulubione spodnie oraz luźniejszą bluzkę. Gołymi stopami doszłam do łazienki gdzie założyłam przygotowane rzeczy i zrobiłam delikatny makijaż.
- Cześć- Powiedziałam wchodząc na śniadanie- Rodzice kiwnęli głową a rodzeństwo zachichotało.
- Nie zapomnij iść na korepetycje Rose
- Nie zapomnę mamo- Wymamrotałam.
- Rose chodzi na korepetycje?- Spytała z kpiną moja siostra.
- Tak nie idzie jej matematyka
- Na pewno Harry nie daje jej się skupić
- Weź się zamknij- Podniosłam lekko głos. Mimo tego ze mówi coś nie przemyślając tego to przeważnie ma rację.
- Dobra, dobra- Podniosła ręce w geście obronnym.
*
Szłam do galerii handlowej trzymając ręce w mojej kurtce. Tak bardzo chciałabym nie iść na te chore korepetycje. Westchnęłam i weszłam do środka. Skierowałam się pod wyznaczone miejsce moich przyjaciół.
- Hej- Powiedziałam i przytuliłam się z nimi.
- Co taka nie w humorze?- Spytał Niall chwytając mnie w pasie.
- Mam korepetycje u nauczyciela od matmy- Westchnęłam.
- Żartujesz? Nie rozumiem czemu jesteś smutna chętnie poszłabym tam z tobą- Pokręciłam głową z dezaprobatą słysząc nie mądre słowa Steph.
- Koniec tematu idziemy na zakupy- Powiedziałam i pociągnęłam Nialla za sobą.
*
Podczas zakupów czułam się świetnie. Moich myśli nie zaprzątał żaden nauczyciel a ja byłam wyluzowana. Niall nosił mnie na swoich plecach podczas gdy Steph przymierzała cały sklep.
Zegarek wskazywał godzinę 16:00. Siedzieliśmy aktualnie w kawiarni. Moi przyjaciele zamówili desery. Ja za nimi nie przepadam po za tym to same kalorie.
- Czy ty coś dzisiaj jadłaś?- Spytał Niall.
- Tak... skibkę chleba
- To się wysiliłaś- Zachichotała Steph.
- Och daj spokój
- Ten deser jest...O mój Boże- Moja przyjaciółka przerwała gdy zauważyła coś za moimi plecami. Ciekawa odwróciłam głowę i zobaczyłam przystojnego mulata. Jego ciemne włosy postawione były ku górze, ciało pokrywały tatuaże.
- Eeee tam nie wiem co wam się w nim podoba- Zachichotałam na słowa Nialla.
- Zamknij się Niall muszę obmyślić plan- Chwyciłam się za głowę. Ona z wiekiem robi się coraz bardziej bezmyślna.
- Tak idź i się upokorz- Horan odsunął pusty kufel po deserze i rozsiadł się na fotelu. Steph spojrzała na mnie wzrokiem który nie wróżył nic dobrego.
- Pomożesz mi?
- O nie! Ja się w to nie bawię. Nie pamiętasz jak skończyła się taka akcja ostatnio?
- Przysięgam że teraz nas nie wezmą za galerianki- Założyłam ręce i wbiłam się w fotel.- Ugh no dobra- Wstała z fotela i poszła w stronę mulata. Ciekawa co tym razem wymyśli odwróciłam się i obserwowałam jej poczynania.
- Ona jest głupia- Stwierdził Niall na co parsknęłam śmiechem.
- Z chęcią bym uciekła- Zachichotałam.
- Co za pajac!- Steph przyszła z wymalowanym niezadowoleniem na twarzy.
- Co się stało?
- Powiedział że nie zna swojego numeru- Wybuchliśmy z Niallem głośnym śmiechem.
*
Mama  od godziny chodzi za mną i przypomina mi  o korepetycjach. Im dłużej mi to powtarza tym bardziej się stresuję. Weszłam pod prysznic by uspokoić swoje nerwy. Założyłam nowe ubrania i spakowałam do torby książki, telefon i długopis. W razie gdyby chciał mi coś zrobić wyjmę moją super broń i dźgnę go końcówką długopisu.
Pokręciłam głową stwierdzając że Steph źle na mnie wpływa.
- Wychodzę!- Krzyknęłam  i założyłam moje zniszczone trampki. Na dworze się ściemniało co w ogóle mi się nie podobało. Nie znam za bardzo okolic do których idę więc mam na dzieję że dotrę cała. Schowałam zimne ręce do kieszeni kurtki i szybkim tempem przemierzałam ulice.
Stanęłam przed bramą do mieszkania nauczyciela. Kilkakrotnie spoglądałam na adres czy stoję przed właściwym domem.  Zadzwoniłam domofonem i po chwili brama się rozsunęła pozwalając wejść na ogród. Doszłam chodniczkiem z cegły do drzwi. Akurat w tym samym czasie się otwarły i mogłam zobaczyć nauczyciela którego nie przypominał. Wąskie czarne rurki, biała koszulka która idealnie podkreślała jego mięśnie. Włosy nie były starannie ułożone lecz były w nieładzie. Mimo tego wyglądał jak zawsze seksownie.
- Dobry wieczór- Wydusiłam.
- Witam...wejdź do środka- Zrobiłam tak jak kazał. Zaczęłam ściągać moje trampki. - Daj spokój- Wskazał na czynność którą wykonywałam. Postanowiłam zachować trampki na nogach i iść za nim.- Sądziłem że nie przyjdziesz
- Nie mogłam zrobić inaczej... moja mama chodziła za mną od godziny przypominając o lekcjach- Zaśmiał się na moje słowa.
- Chcesz coś do picia?- Spojrzałam na niego lekko zdziwiona. Nie sądziłam ze na korepetycjach proponuje się coś do picia.
- Ummm nie dziękuję
- Usiądź za chwilę przyjdę- Usiadłam na skórzanej kanapie w salonie. Ściany były w kolorze bieli a na ścianach wisiały obrazy. Przede mną wisiał wielki plazmowy telewizor a obok niego dwie gitary. Nagle usłyszałam szuranie po panelach jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Serce mi stanęło i nawet chciałam krzyczeć gdy zaatakowało mnie to wielkie kudłate coś. Zorientowałam się że to pies gdy polizał mnie po policzku.
- Fuuj... możesz robić wszystko tylko mnie nie lizać- Podrapałam go za uchem.
- Tofik!- Pies zeszedł ze mnie i podbiegł do Gargamela. Wyprowadził go z pomieszczenia. - Przepraszam cię jest trochę szalony.
- Ok- Mruknęłam. Potarłam ręce o moje uda.
- Masz książki?- Spytał i usiadł koło mnie. Czułam się nie zręcznie. Moje dłonie zaczęły się pocić.
- Ummm... tak- Nachyliłam się po książki. Czułam na sobie jego wzrok co powodowało że krępowałam się jeszcze bardziej. Poczułam jego zapach perfum. Bardzo ładnie pachniał. Książki położyłam  na stoliku przed nami.
- Od czego zaczynamy?
- Wolałabym żeby to Pan wybrał.
- Postarzasz mnie mówiąc do mnie "Pan" wolałabym żebyś mówiła mi po imieniu- Spojrzałam na niego zdezorientowana.- Przecież nie urodziłem się w średniowieczu.
- A myślałam że tak- O cholercia. Czy ja to właśnie powiedziałam? Pozostaje mi się modlić by tego nie usłyszał
- Słucham?- Powiedział rozbawiony.
- Ummm- Poprawiłam swoje włosy.
- Dlaczego tak uważasz?
- Bo mówi Pan... znaczy się mówisz Harry do mnie pełnym imieniem albo "panienko"- Zacytowałam. Dziwnie jest mówić do nauczyciela po imieniu. Zaśmiał się
- Dobrze a więc Rose przejdźmy do zadań- Uśmiechnęłam się. Moje imię ładnie brzmi w jego ustach.
*
- Chyba zaczęłaś to rozumieć
- Tak- Sądziłam że będzie gorzej ale okazało się że było dobrze i mogłam się skupić. - Grasz na gitarze?- Spytałam ciekawa.
- Czasami- Kiwnęłam głową.
- Chyba będę już szła- Spojrzałam na okno od tarasu. Panowała za nim ciemność.
- Odwiozę cię
- Nie pójdę sama
- Jesteś uparta Rose... I tak cię odwiozę- Westchnęłam bo w sumie wolałam jechać niż iść tymi ciemnymi drogami.
- No dobrze- Założyłam kurtkę i wraz z Harrym opuściliśmy dom. Otworzył mi drzwi i obszedł auto by usiąść na miejscu kierowcy. Zapięłam pasy i spojrzałam na okno.- Czy nauczyciel nie powinien zapinać pasów?- Spytałam cicho chichocząc. Zaśmiał się i odpalił silnik. Wyjechaliśmy na ulicę i ruszyliśmy do mojego domu.
*
- Zatrzymaj się- Powiedziałam gdy znajdowaliśmy się jedna ulicę od mojego domu.
- Boisz się ze będę cię nachodzić?- Zachichotał
- Nie, nie tylko moja mama będzie się głupio wypytywać nie wspominając o siostrze.
- W takim razie ok- Zatrzymał auto.
- Dziękuję za lekcje. Dobranoc- Powiedziałam i wyszłam z jego auta. Odpowiedział "dobranoc" i ruszył. Westchnęłam i stwierdziłam że przezwisko Gargamel chyba nie do końca do niego pasuje.

Tak jak obiecałam pojawił się dziś nowy rozdział. Mam nadzieję że wam się podoba i go skomentujecie :*
Bym zapomniała podziękować wam za te miłe komentarze.

piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 4

- Do zobaczenia na przerwie!- Krzyknęła Steph a blondyn pomachał ręką, na której znajdował się rzemyk. Przywiozłam mu go z wakacji. Uśmiechnęłam się i dzięki dwójce cudownych przyjaciół na matematykę weszłam z dobrym humorem. Usiadłam na swoim miejscu i z mojej już starej, zniszczonej torby wyjęłam książki. Nauczyciel przyszedł nieco spóźniony a moja bujna wyobraźnia wyobraziła go sobie z dyrektorką. Skrzywiłam się i zaczęłam zwracać uwagę na otaczający mnie świat. Biała kartka z oceną niedostateczną znalazła się przed moją twarzą. Serce przyśpieszyło prace.
- Nie mam zamiaru tolerować takiego zachowania. Chce ci przypomnieć że na twoim koncie są jak na razie same jedynki. Mówiłem że masz sie nauczyć a z tego co widzę to panno Collins masz to gdzieś. Chce się widzieć dzisiaj z twoją mama!- Siedziałam zdezorientowana i nawet przerażona. Gdyby był kobietą stwierdziłabym że ma okres ale on czegoś takiego chyba nie posiadał. W sumie miał rację. Matematyka w tym roku idzie mi strasznie źle. Chciałabym coś z tym zrobić ale nie mogę. To nie lenistwo. Po prostu zawsze gdy coś rozważam biorę po uwagę co pomyśli nauczyciel a w końcu nie powinno mnie to obchodzić. Zaczyna martwić mnie pewna rzecz. Ten człowiek siedzi w mojej głowie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- D-do-brze- Wyjąkałam zażenowana.
*
Na najdłuższej przerwie poszłam na stołówkę. Usiadłam obok znajomych. Patrzyłam jak jedzą posiłek. Nie wzięłam śniadania ani nie zjem obiadu. Ogłosiłam sama sobie że muszę ograniczyć jedzenie.
- Właśnie obliczyłem twoje BMI Rose- Powiedział Niall przeżuwając jeszcze burgera.
- Przecież to wiadome że mam nadwagę. Spójrz tylko na mnie
- Weź się puknij w ten pusty móżdżek- Powiedziała Steph na co zachichotałam.
- Z tego co tu wynika to masz prawidłową wagę
- Ja sądzę że to głupi pomysł żebyś miała tą dietę- Przewróciłam oczami na słowa przyjaciółki.
- To moja decyzja. Źle czuję się w swoim ciele
- Ty naprawdę powinnaś się puknąć. Wiesz ile dziewczyn chciałoby miec taką figurę jak ty?
- Jeśli zaraz nie skończycie to przysięgam że wyjdę- Zagroziłam palcem. Powiedzieli krótkie "Ok" i nasza rozmowa przeszła na dzisiejszą wywiadówkę.
*
- Powodzenia Rose! Mam nadzieję ze do jutra przeżyjesz!- Zaśmiała się Steph
- Dzięki- Mruknęłam.
- Ja tam bym się cieszył gdyby nie przeżyła. Nie musiałbym słuchać tego marudzenia " Boże, jestem taka gruba", " Muszę przejść na dietę"- Parsknęłyśmy śmiechem gdy próbował mnie naśladować.
- Głupek- Skwitowałam i odwracając się na pięcie odeszłam od przyjaciół. Na dziś to był koniec moich lekcji. Zeszłam po schodach na parter i zauważyłam dyrektorkę. W mojej głowie pojawił się obraz z wczorajszego dnia. Skwasiłam się i przyśpieszyłam by jak najszybciej wyjść z szkoły. Moje ciało zderzyło się z innym w wyniku czego moja torba spadła z ramienia. Moment jak z filmu. Bajka prysła gdy przede mną zauważyłam nauczyciela matematyki z uśmiechem którego tak bardzo nienawidziłam. Jakby panował nad wszystkimi i mógł mieć każdą. Wzrokiem powędrowałam do jego spodni. Akurat zapinał zamek. Jestem pewna że moje policzki stały się różowe. Ukucnęłam żeby podnieść torbę. Nauczyciel zrobił to samo.
- Cholera- Mruknęłam zapominając o obecności wykładowcy. Uśmiechnął się gdy powiedziałam "przepraszam". - Moja mama mnie zabije- Powiedziałam sama do siebie.
- Coś się stało?
- Nic... to znaczy stłukł się ulubiony perfum mojej mamy
- Przepraszam to moja wina
- Nie... to ja chodzę jak ostatnia niezdara
- Odkupię ten perfum
- Nie! W żadnym wypadku nie moze Pan tego zrobić! Nie pozwalam!- Zaczęłam mówić szybko. Nauczyciel zachichotał.
- Dlaczego?
- Bo nic od Pana nie chcę!- Podniosłam się i kątem oka zauważyłam że wyszedł z damskiej toalety.
- Mam nadzieję że wyszedł Pan z damskiej toalety z jakiegoś normalnego powodu- Zmierzwił włosy nieco zdenerwowany.
- Uważam że powinna panienka przyjść na moje zajęcia- To jakiś wampir? Urodził się w średniowieczu?
- Jest Pan zbyt natarczywy
- A ty Rosalio zbyt uparta- Pokręciłam głową i wyminęłam jego postać. Popchnęłam wielkie drzwi i wyszłam z budynku. Naciągnęłam rękawy bardziej na dłonie. Jesień zaczynała dawać po sobie znaki.
*
Siedziałam na kanapie w salonie wraz z moim rodzeństwem. Przed nami leciał film który widziałam wraz z Jamesem z sto razy. Chwyciłam w dwa palce chipsa i wsadziłam go do buzi. Spojrzałam na zegar i stwierdziła że wywiadówka już się zaczęła. Chyba powinnam zrobić coś szalonego lub to o czym zawsze marzyłam za nim moja własna matka mnie poćwiartuje.
- Ciekawe jak się skończy- Mruknęła moja siostrzyczka. James w jednym zdaniu powiedział całe zakończenie. Ronnie rzuciła się na niego niczym hiena na mięso.
- Pytałaś więc odpowiadam.
- Boże jakiś ty głupi- Mruknęła. Złapałam pilot i przełączyłam na inny program. Aktualnie pokazywano zdrowy tryb życia. Skarciłam się i szubko odłożyłam miskę. Zaczynałam wiercić się na kanapie myśląc co zrobić żeby pozbyć się tego z mojego żołądka. Myślami wróciłam do jednej z lekcji w której nauczycielka nawiązała do dziewczyn chorych na bulimię. Wstałam z kanapy i poszłam do góry do łazienki. Ukucnęłam przed toaletą i wsadziłam dwa palce do gardła.
Po kilku minutach mój organizm był oczyszczony a ja czułam się lepiej ze świadomością że nie ma we mnie żadnych tłuszczy. Przebrałam się w sportowy strój, włosy związałam w kucyka. Zbiegłam po schodach.
- Dokąd idziesz?- Spytał mój brat.
- Idę pobiegać
- Co?- Okręciła się Ronnie z niedowierzaniem w głosie.
- To co słyszałaś- powiedziałam i wyszłam trzaskając drzwiami. W uszy wsadziłam słuchawki.
*
Gdy przybiegłam  z powrotem zrobiła się godzina 21:00. Weszłam do domu. Wytarłam czoło rękawem. Weszłam do salonu i  tym czasie na spotkanie wyszła mi mama z wymalowaną wściekłością na twarzy.
- Co mają oznaczać twoje oceni z matematyki?!
- Nic- Mruknęłam
- Możesz mi powiedzieć co się stało?!
- Nie wiem może zmiana nauczyciela?
- Rose! Rozmawiałam z twoim nauczycielem...
- I co w związku z tym? Wyślesz mnie na te zajęcia pozalekcyjne?
- Wpadliśmy na lepszy pomysł...
- Wpadliśmy? Przeszliście na ty?- Przypomniała mi się sytuacja z dzisiaj i wczoraj. Potrafiłam sobie wyobrazić jak czarowała moją mamę.
- Oj tak mi się powiedziało! To bardzo mądry człowiek.
- Powiesz mi w końcu co uzgodniliście?
- Będziesz chodzić do Pana Stylesa na korepetycje
- Co?! Nie!
- Rose zrozum że musisz poprawić te oceny
- Ale...
- Bez żadnego ale
- Powiedz mi chociaż kiedy mam te zajęcia.
- Jutro masz pierwsze zajęcia o godzinie 19:00
- Przecież jutro jest weekend! Dlaczego tak późno?
- Nie obchodzi mnie to!- Wbiegłam na górę. Jak mogła wymyślić coś tak głupiego? Jeśli sądzi ze nauczę się czegokolwiek przy nim to grubo się myli. Jedyne czego mogłabym się nauczyć to chyba całować. Zaraz po tej myśli uderzyłam się w głowę. Jak w ogóle mogłam o tym pomyśleć? Weszłam pod prysznic. Wyobraziłam  go sobie dającego mi lekcje matematyki. Ciekawe czy ja będę mogła się chociaż skupić? Coś mi się wydaje że ta godzina to nie przypadek. Szkoda tylko że on dostaje to czego chce.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Ta dam! Nowy rozdział! Trochę krótki i nudny ale z tego co wywnioskowaliście to już w następnym będzie się działo! To od was zależy kiedy pojawi się kolejny :*
Dziękuję za te miłe słowa pod rozdziałem 3 <3 

5 Komentarzy= następny w NIEDZIELĘ/ PONIEDZIAŁEK ( taki tam szantażyk)
Twitter: @Z_z_2
Ask: http://ask.fm/Zuzka123201


NASZ SEKSOWNY NAUCZYCIEL

Obserwatorzy