niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 26

Jesteśmy małym punktem na tym świecie. Nasze życie od początku ma nadaną drogę, której powinniśmy się trzymać, ale kto tak potrafi, skoro jest tyle rzeczy, które sprawiają, że chce się ich spróbować? Taki został nam wyznaczony los, początkując od Adama i Ewy. Nie jesteśmy idealni i nigdy nie będziemy. Całe to pokręcona życie jest stworzone tak byśmy nie mogli wieść spokojnego życia. Każdy ma na swojej drodze jakiś zakręt czy przepaść. Ja mam ogromną przepaść, a że nie byłam na tyle silna by ją przeskoczyć, wpadłam i będę na nowo musiała znaleźć swoją drogę.

Naprawdę jesteś tak głupia?!
Nie zauważyłaś...nie widziałaś, że jestem zakochana w Niallu?!
jestem zakochana w Niallu?!
jestem zakochana w Niallu?!
jestem zakochana w Niallu?!

Przyciskam palce do skroni by pozbyć się nadmiaru myśli i powtarzających się słów w mojej głowie. Jestem zmęczona całymi ostatnimi wydarzeniami. Wszystko dzieje się zbyt szybko i nagle. 
Nadal nie mogę zrozumieć, że moja siostra jest zakochana w Niallu, przecież nic na to nie wskazywało. Droczyła się ze mną na jego temat, ale nigdy nie sądziłam, że może być w nim zauroczona. Horan też prawdopodobnie tego nie wiedział i... skąd w ogóle wiedziała, że się z nim całowałam? Wszystko jest zbyt skompilowane i dziwne. Nie mam pojęcia co o tym wszystkim myśleć, ale jestem w stanie zauważyć, ze wszyscy chcą bym dotknęła dna. 


Niebo jest czarne, a pełnia księżyca odbija się. Śnieg sypie grubymi płatkami, które pokrywają ulice i wszystkie budynki. Prawie żadne auto nie jeździ ulicami. Wesołe i nieznające okrucieństwa życia dzieci wypatrują w domach pierwszej gwiazdy na niebie. Większość ludzi wesoło wyczekuje tego momentu. Są zakochane pary, które zapominają, że właśnie powinni stać przy oknie, są ci, którzy wyglądają przez okno, i ci, których nie obchodzi wigilia, święto, ani gwiazda na niebie. Ich życie zostało przesiąknięte goryczą i pesymizmem. W śród tych osób jest Rose, która w swoim wełnianym, czerwonym swetrze, dresowych spodniach i grubych skarpetach siedzi przy stole z głową na dłoni. Jej ciało przez ostatnie dni schudło i widoczne są wystające kości oraz bardziej wyraziste kości policzkowe. Oczy ma zaczerwienione i sine, włosy spięte są w nieładzie i wygląda na nieobecną. Zadręcza się pytaniami co będzie dalej. Słona łza spływa po jej policzku gdy wspomina dawne czasy. Unosi pusty wzrok na brata, babcię i tatę, którzy wyglądają jakby zaraz mieli zasnąć przy stole. Nie ma magii ani świątecznego czaru. Dzielenie opłatkiem było ciche i beznamiętne. Jej źrenice skanują postacie i w końcu wstaje gwałtownie. 
W tym czasie w domu Harry'ego panuje delikatny gwar. Przy stole siedzą jego rodzice oraz rodzeństwo, obok niego znajduje się Eva. Anne próbuje złagodzić sytuację i porusza rozmowę. Styles nie jest zbyt zaciekawiony, tym bardziej, że nie może przestać myśleć o Rose, o jej delikatnym ciele, śmiechu, cudownych oczach i dotyku. Chciałby żeby zajmowała miejsce przy jego boku i by mógł ją przytulić i wyszeptać, że jest dla niego ważna i że bez niej życie nie ma już tego samego smaku, że wino, które kochała nie jest tak dobre, że jego pies leży w kącie i nie ma zamiaru się podnieść, że łóżko jest dziwnie puste, że po protu jemu jej brakuje. 
Spogląda na Evę, która nie jednokrotnie próbowała wbić mu do głowy, że to z nią ma być. Byłą zazdrosna o Rose i chciała żeby to ją Harry tak bardzo kochał. Dziewczyna uśmiecha się i kładzie dłoń na jego kolanie. Zsuwa jej dłoń i wstaje. Oczy każdego podążają za ruchem jego ciała i nie ukrywają zdziwienia. 
Rose kuca przy choince i wyciąga dłoń po pudełko z jej imieniem. Drobnymi palcami bada jego fakturę, a po chwili otwiera wieko. W środku znajduje się bransoletka z napisem Uwierz w siebie. Mały uśmiech wkrada się na jej twarz. 
Harry siada na łóżku i otwiera pudełko, w którym znajduje się naszyjnik z literką H, jego zamiarem było danie go Rosie. Okręca go w dłoni i upuszcza, gdy łzy zaczynają spływać po jego policzkach. Przeczesuje swoje włosy i chowa twarz w dłoniach. Cichy szloch wypełnia pomieszczenie. 
Gdy w domu Rose każdy otworzył swój prezent i wyraził swoje zadowolenie, Rose zniknęła. Wyszła na ogród nie siląc się by założyć płaszcz.
- Wiesz, nie wiem czym sobie zasłużyłam na taki los. To bardzo boli i jeśli chcesz bym cierpiał to możesz wiedzieć, że właśnie to robię. To cholernie boli. Może będzie lepiej gdy weźmiesz mnie i ukołyszesz w swoich ramionach, a ja będę spokojna. Jest tam dla mnie miejsce?- Patrzy na wielki księżyc- Pewnie zadałbyś pytanie dlaczego. Nie chcę by ludzie widzieli jak spadam, nie chcę nikogo więcej ranić i nie chcę...Weź mnie z tego piekła- Płacze- Rozumiesz?! Zrób to dla mnie!
Harry'ego ciało zostaje kilkakrotnie szturchnięte przez Evę. Chwyta jego dłoń i zaciąga do salonu, gdzie wszyscy cieszą się świętem. Siada na jednym z siedzeń i chwyta kieliszek z winem.



Rose

- Rose! O czym ty mówisz?!- James podbiega do mnie i chwyta moje ciało. Spoglądam na niego pustym wzrokiem, a potem na niebo. 
- Dziękuję
- Co?! Za co?- Mówi spanikowanym głosem. Zamykam oczy i wtulam się w jego klatkę. Po woli tracę władze nad ciałem i gdy jest ona zbyt mała, upuszczam opakowanie tabletek i osuwam się w dłoniach brata. Zamykam oczy i nagle dostrzegam biel, ogromną... aż tak bardzo, że, aż palącą. Czuję swobodę i lekkość jak nigdy, zupełnie tak jakby moja dusza unosiła się w powietrzu. Nagle jasność przykrywa ciemność i widzę mała siebie biegającą po ogródku. Gonię Jamesa, a moja siostra oblewa mnie zimną wodą, następnie widzę swój pierwszy dzień w szkole, byłam strasznie spanikowana, pierwsze spotkanie z przyjaciółmi, wakacje z rodziną, wszystkie święta i w końcu widzę Harry'ego. Dwa dołeczki formułują się w jego policzkach, gdy patrzy na mnie  z błyskiem w oku, a potem... nastaje nicość.


Kieliszek wypada z dłoni Stylesa i czerwona ciecz rozlewa się na jego białej koszuli. Wszystko dzieje się w tym samym czasie. Nie jest świadomy tego co się dzieje z Rose, ale odczuwa dziwny ból i jest roztrzęsiony jakby między nimi była naprawdę jakaś więź i potrafiła wytworzyć falę.
James krzyczy i szturcha Rose, ale ona nie daje żadnych oznak życia. Podnosi puste opakowanie leków i czyta, iż jest to środek nasenny. Wzywa pomoc, a następnie roztrzęsiona babcia podbiega do dziewczyny i płacze nad nią. Ojciec nigdy jeszcze nie był chyba tak przejęty i ledwo wystukuje numer na pogotowie. 

Coś jest po to by przeminąć, lecz wszystko ma swoją datę ważności i nie możemy sprawić, że dojdzie do samozniszczenia, szybciej. Rose bardzo chciała by to nadeszło, by Bóg ją wziął i sprawił, że mogłaby poczuć się wolna, ale to nie jej czas, nie ta pora. Dlatego, gdy lekarze walczyli o jej życie odzyskała to czego tak naprawdę nie chciała. Życie. 

Rose

Stoję w białej sukni, która jest rozwiana na boki. Otacza mnie najcudowniejszy krajobraz, wszystko jest żywe i tak bardzo kolorowe. Przede mną są wielkie drzwi i sądzę, że to brama. Są one otwarte i prawie w podskokach do nich zmierzam. Mój śmiech odbija się echem. Gdy jestem już przy bramie ona nagle zamyka się i spadam w wielką czarną otchłań, krzycząc.

Chcę otworzyć oczy, ale są zbyt ciężkie, poruszam jedynie delikatnie placem, ponieważ całe moje ciało jest niewyobrażalnie zdrętwiałe. Wyostrzam mój słuch i słyszę dźwięk aparatur. Czy tak wygląda niebo? Wyobrażałam sobie coś innego... ale zaraz. Przecież ja wcale nie przeszłam przez bramę. To niemożliwe bym dalej żyła, nie chcę. Zmuszam się do otwarcia oczu, choć jest to trudne. Chcę się przekonać gdzie jestem. Mrugam gdy jasne światło mnie oślepia. Mam przed oczami dziwnie kolorowe plamki i obraz jest zamazany. Nie jestem w stanie podnieść niczego innego wiec jedynie skupiam się na odzyskaniu wzroku. Zamyka je i otwieram kilka razy, gdy jestem w stanie zobaczyć gdzie się znajduje zauważam, że jest to szpital. Leżę na łóżku, które znajduje się na środku sali, a obok są dziwne maszyny. Przede mną znajduje się wielka szyba i widzę, że ktoś tam stoi, ale nie jestem w stanie zobaczyć kto. Martwi mnie jednak to, że wróciłam do piekła.

______________________________

Dzisiaj taki krótki, dziwny i smutny rozdział. Ciesze się bardzo, że mogę pisać dla was to opowiadanie i chyba jeszcze żadnego nie pisało mi się z tak wielką przyjemnością. 
Mam nadzieję, że zaakceptujecie ten rozdział.

Mam dla was dobra wiadomość. Otóż założyłam nowego bloga, którego tworzę od pewnego czasu. Nie pamiętam kiedy natchnęłam się na taką fabułę, ale jest to coś innego i chciałabym spróbować w tym swoich sił. Mam nadzieję, że zajrzycie i skomentujecie. 


20 komentarzy= next 

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 25

Tydzień spędziłam w domu, ponieważ mój organizm był osłabiony i ja nie miałam siły psychicznej by móc iść do szkoły i zmierzyć się z Harrym oraz Evą. Potrafię sobie wyobrazić podejrzane spojrzenia od uczniów, ale nie mogę wyobrazić sobie bólu, który bym czuła. Każdego dnia odwiedzała mnie Steph z Niallem za co byłam im wdzięczna. Próbowali mnie rozbawić i udawało im się sprawić, ze zapominałam przez chwilę o tym co się stało. Przynosili mi plotki, ale unikali wrażliwego dla mnie tematu. Moja babcia okazała się naprawdę cudowna. Organizowała zajęcia, które odbywały się tylko w domu. Oglądałyśmy filmy przy, których płakałyśmy, śmiałyśmy się albo zamykałyśmy oczy. Tata wiedział co się stało i wyraził swoją skruchę, jednak nie ma go często w domu, ponieważ ktoś w pracy miał wypadek i musi go zastąpić. James... on chyba jeszcze nigdy nie chodził tak zły. Jest jedyną osobą, która potrafi sprawić, że wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą, ale nie mam mu tego za złe, ponieważ mój brat ma już taką naturę. Czasami gdy słyszał jak płaczę, potrafił krzyczeć, że zabije Harry'ego. Byłam nie mało zdziwiona gdy przytulił mnie w nocy i płakał ze mną.
Nadal w mojej piersi siedzi ten ból i wydaje mi się, że nie zniknie on zbyt szybko. Czuję się tak strasznie upokorzona. Pozwoziłam by mógł grać przy mnie kogoś kim nie jest i dałam mu drogę wolną do mojego życia. Rozwaliłam ich związek czerpiąc z tego sama przyjemności. 
- Last Christmas!- Moja babcia śpiewa głośno i niesie kartonowe pudło wypchane po brzegi ozdobnymi łańcuchami i bombkami. Mały uśmiech wkrada się na moją twarz- No chodź, robaczku. Pomożesz mi- Uśmiecha się do mnie i stawia pudło na ziemi. Wstaję i poprawiam mój rozciągnięty sweter. Szuram po panelach wełnianymi skarpetami i podchodzę do babci. 
- A gdzie choinka?- Rozglądam się i marszczę czoło. 
- Muszę właśnie po nią iść- Kobieta wychodzi z salonu, a po chwili słyszę jak mówi sama coś do siebie i wnosi wielką choinkę. Parskam śmiechem, a babci oczy błyszczą. 
- James nie mógł ci pomóc?- Pytam i pomagam jej postawić roślinę.
- Nie ma go- Mówi, marszczę czoło. Miałam z nim oglądać film.
- Och- Nachylam się w momencie gdy babcia włącza kolędy. Wyciągam kilka bombek i zawieszam je w odpowiednich dla mnie miejscach.  Kobieta dołącza do mnie, ale robi to z większym entuzjazmem. Przypominam sobie święta spędzone w naszej 'idealnej' rodzinie. Zawsze był gwar i wszyscy się śmiali z żartów Jamesa, a teraz jestem ja i babcia, a między nami grobowa cisza, którą przerywa kolęda. Wspinam się na palce by zawiesić bombkę, którą dostałam od Steph. Gdy chwytam kolejną rozlega się wielki chaos i do domu wbiega Steph. 
- Rose musisz mi pomóc!- Krzyczy i widzę jaka jest roztrzęsiona. 
- O co chodzi?- Pytam przestraszona. 
- James poszedł do Harry'ego. Chciał wziąć Nialla, ale on powiedział, ze nie wpakuje się znowu w to gówno. Chciałam go powstrzymać, ale on tam już jest. Horan próbuje jakoś załagodzić sprawę, ale sądzę, ze bez ciebie się nie obejdzie- Mówi drżącym i przerażonym głosem. Czuję jak z każdym jej słowem moje tętno wzrasta. Zrywam się z miejsca i zakładam moje buty. Ściągam szybko kurtkę i nie fatyguje się by ją zapinać. Nie obchodzi mnie to jak wyglądam, biegnę do jego domu, by powstrzymać Jamesa.... biegnę tam dla niego. 
- Zostań!- Krzyczę do babci. Steph zjawia się obok mnie. 
- Jesteś pewna?- Zatrzymuje mnie, kładąc rękę na moje ramie. Wyrywam się i biegnę dalej- Nie chcę żebyś znów czuła się gorzej- Tłumaczy. 
- Muszę powstrzymać brata. Wiedziałam, że coś jest nie tak- Steph zatrzymuje się ciężko dysząc. 
- Chcesz go powstrzymać by nie narobił zamieszania czy boisz się o Harry'ego?- Szepce pochylona i wygląda jakby zaraz miała zwymiotować. 
- Jeśli będzie taka potrzeba to sama skopię mu tyłek- Kłamię. 
- Mhm- Przewraca oczami. Ciągnę ją za rękę i dobiegamy do domu Stylesa. Otwiera drzwi i wchodzi, a ja stoję zupełnie przestraszona i czuję jak moja głowa zaczyna pulsować z nadmiaru tych dobrych i złych wspomnień. 
- To jest kurwa moja siostra!- Słysze głos Jamesa i jakby nagle dostaję otrzeźwienia. Wchodzę do środka i widzę jak Niall próbuje odciągnąć Jamesa, jego szczęka jest mocno zaciśnięta, a na szyi widać żyłę. Harry przyciśnięty jest do ściany i zachowuje kamienną twarz. Słyszę szloch i widzę schowaną w kącie Evę. Gdy się jej przypatruję Steph mówi, że nic jej nie jest. Nie wiedząc co zrobić stoję i patrzę. 
- Zrób coś nooo- Steph piszczy. Moje ciało zaczyna drżeć. 
- James- Mówię, ale nikt nie zwraca na mnie uwagi. 
- James do cholery!- Krzyczę i nagle czuję każdego wzrok. Przełykam ślinę i unikam wzroku Stylesa- Chodź- Mówię, ale on bardziej zaciska szczękę. 
- Rose- Mówi Harry i spoglądam na niego. Jego spojrzenie wypala we mnie dziurę. Zanim zdążę zareagować pięść mojego brata zderza się z twarzą Stylesa. Eva piszczy, a ja wstrzymuję powietrze- James wróć ze mną do domu- Podbiegam do niego i kładę rękę na jego ramię. Widzę jego pusty wzrok, a po chwili jego ręka odpycha mnie i upadam na ziemię.
- Co ty kurwa robisz?!- Wrzeszczy Niall. Steph podbiega do mnie. Dotykam mojej głowy i pocieram bolące miejsce. 
- Może jest to twoja siostra, ale ja bym nigdy nie zrobił czegoś takiego- Patrzę jak Harry pręży swoje miejsce, a na jego twarzy jest widoczna ogromna złość. Nagle góruje nad moim bratem. Spogląda na mnie z bólem jakby żałował tego co przed chwilą zrobił. Steph przytula mnie i pomaga wstać. Syczę gdy czuję ból w mojej kostce. Trzymam się ściany dopóki nie dociera do mnie dźwięk uderzenia. Piszczę gdy mój brat ląduje na podłodze. Niall przełyka ślinę i wygląda jakby bał się dotknąć ich obu, Steph ma rozdziawioną buzię, Eva chowa twarz w nogach. Nie mogę patrzeć na to co się dzieje więc kulejąc podchodzę do nich. Harry podnosi dłoń by uderzyć po raz kolejny mojego brata, ale używając całego skupienia i siły łapię jego rękę. Patrzy na mnie i widzę jak ciemność z jego oczu odpływa. 
- Idź James- Mówię zawiedziona jego postawą. Patrzy na mnie z bólem i wychodzi z Niallem.  Chwytam dłoń Steph i ciągnę ją w stronę wyjścia. Kuśtykam na prawą nogę więc przyjaciółka mnie podtrzymuje.  Niall i Harry odjeżdżają autem. Steph otwiera furtkę, ale zatrzymuję się gdy ktoś łapie mój nadgarstek. Zasycha mi w gardle gdy widzę zielone tęczówki, a w kącikach oczu są łzy. 
- Przepraszam- Otwieram buzię by coś powiedzieć, ale zamieram gdy chwyta moją dłoń i kładzie na swoją pierś. Czuję jak jego serce wali- To ze mną robisz, sprawiasz, że szaleję przy tobie. Nie żądam od ciebie wybaczenia, ale chcę żebyś wiedziała....- Wyciera moje łzy- Nie chciałem cię zranić
- Zrobiłeś to- Szepcę. 
- I za to siebie nienawidzę- Spuszczam dłoń z jego klatki- Mogę cię przytulić?- Pyta, a ja kiwam przecząco głową i odsuwam się od niego. Znowu to robił, znowu próbował owinąć mnie sobie wokół palca. 
- Nienawidzę cię- Uderzam go w klatkę i odwracam się na pięcie. Steph podaje mi rękę. Patrzę przez ramię na Harry'ego, jego szczęka jest zaciśnięta, a usta ułożone w cienką linię.

Wchodzimy do domu i od razu na korytarz wpada James. Podnoszę brwi gdy klęka przede mną i przytula się.
- Przepraszam, ja... ja nie wiedziałem... przepraszam- Mierzwię jego włosy i gestem proszę by wstał.
- Nie jestem zła- Rzuca się na mnie i mocno przytula.
- Jestem taki bezmyślny- Uśmiech wkrada się na moje usta- ale mam najlepszą siostrę- Całuje mnie w czoło i chwyta na swoje ręce jak pannę młodą. Sadza mnie obok Nialla. Zdejmuję moją wełnianą skarpetkę i moim oczom ukazuje się opuchnięta stopa.
- O cholera, przepraszam- James patrzy na mnie, a potem na babcię. Horan obejmuje mnie opiekuńczo ręką.
- James po co się tam pakowałeś?- Mruczy niezadowolona babcia. Wkładam stopę w miskę wypełniona wodą.
- Nie wiem- Mruczy i idzie do kuchni. Rozglądam się i zauważam, że choinka jest już w pełni przystrojona. Niall bawi się moimi włosami i uśmiecha do mnie. Po kilkunastu minutach wyjmuję stopę i smaruję kremem od babci.
- Oglądamy film?- Mówi bart i patrzy na nas z podniesioną brwią. Kiwam głową i wkłada płytę do odtwarzacza. Moja głowa spoczywa na ramieniu Nialla, a stopy na kolanach brata. Steph śmieje się, ze mam za wygodnie.
- Wiecie kto to?- Woła babcia z kuchni gdy ktoś dzwoni do drzwi. Czuję przyspieszone tętno na myśl, ze to może być Harry.
- Nie- Krzyczę i spoglądam na pozostałych. Słychać jakieś głosy.
- Tak, proszę- Mów moja babcia i po chwili do pokoju wchodzi Jace wraz z jakąś kobietą.
- Dobry wieczór- Uśmiecha się miło- Jestem Anne Styles- Przełykam głośno ślinę, a Niall pociera moje ramię.
- Cześć- Mówi Jace surowym głosem. Wstaję i kuśtykając podchodzę do nich. Kobieta patrzy na mnie ze współczuciem.
- Rose Collins- Podaję rękę, a mama Harry'ego podaje mi swoją. Uśmiecham się do Jace'a.
- Słyszałam co się stało i bardzo bym chciała cię przeprosić za zachowanie syna- Otwieram buzie ze zdziwienia- Przeprasza, wydawało mi się, że dobrze go wychowałam- Wzdycha i spogląda na moją babcię, a następnie na mnie- Czy mogę ci jakoś to wynagrodzić?- Serce mi się łamie gdy widzę jak kobieta wyciera kącik oczu. Kiwam przecząco głową. Jace wpatruje się we mnie bez wyrazu i sprawia to, ze czuję się bardzo niekomfortowo, tym bardziej, ze jest on łudząco podobny do Harry'ego.
- Jeszcze raz przepraszam... pójdziemy już- Anne zaskakuje mnie gdy jej ręce obejmują mnie w uścisku- Jesteś piękną kobietą, Rose. Nie załamuj się przez mojego syna- Szepce do mojego ucha i odsuwa się z delikatnym uśmiechem.  Żegna się i idzie w stronę drzwi. jace jednak stoi i mierzy mnie wzrokiem.
- Ostrzegałem cię- Warczy.
- Ja... ja...
- Jeśli mu wybaczysz będziesz naprawdę naiwna. To sukinsyn i nie jest ciebie wart- Jego wzrok sprawia, że mam ochotę uciec. Odwraca się i wychodzi zaraz za swoją matką.
Spoglądam na babcię, a potem na Nialla i Steph. Ich miny ukazują, że są tak samo zaskoczeni jak ja.
- Idziesz oglądać film?- Mówi James jakby chciał sprawić, że wszystko co złe zniknie, jednak to nie jest możliwe, a jedyna osoba, która to potrafiła, teraz jest wszystkim co złe.
- Nie, pójdę do siebie- Odwracam się i idę na górę.

Ludzie są jak anioły. Są ci dobrzy i źli. Latamy i upadamy. Ja byłam zwykłym aniołem, który przemierzał swoje drogi w spokoju, nie unosiłam się, ani nie spadałam, jednak gdy biały i delikatny jak śnieżny puch anioł, pojawił się na mojej prostej ścieżce, wzniosłam się do góry i dryfowałam jak najpiękniejszy letni wiatr. Kołysałam się gdy gdy jego ramiona zamykały mnie w uścisku, falowałam gdy jego dłonie dotykały mojego ciała, szalałam gdy jego usta przywierały do moich... lecz spadłam... upadłam tak nisko, że aż mogłoby wyobrażać się to niemożliwe. Nie dryfowałam lecz gubiłam się... gubiłam na każdej drodze i krzyczałam na pomoc. Już nie kołysałam się, falowała ani szalałam... teraz cicho w kącie szlochałam i roniłam łzy, które tworzyły ocean smutku i żalu.

Z samego rana Steph wyciągnęła mnie na zakupy do galerii. Nie obyło się bez moich sprzeciwów lecz sama dobrze wiedziałam, że muszę kupić prezenty. Najgorsze było to, że nie miałam żadnego pomysłu.
- Może kupisz mu piłkę z autografami?- Steph spytała gdy kupowałyśmy kawę.
- Steph, przecież wiesz, że on nie jest fanem sportu- Mruczę.
- Hmm... to może rękawicę bokserską- Parsknęła śmiechem, a ja próbowałam zachować poważną minę.
- To nie było śmieszne- Mówię w momencie gdy parskam śmiechem. Jej chude ręce obejmują moje ramię i zmierzamy do kolejnego sklepu.
- Naprawdę, nie obrażę się jeśli mi kipisz tę sukienkę- Wskazuje na wystawę. Moje oczy zatrzymują się na zwiewnej sukience, która idealnie leży na manekinie. Uśmiecham się i kiwam w stronę sklepu. Przyjaciółka piszczy i prawie w podskokach wchodzi do sklepu. Odnajdujemy ją i bierzemy najmniejszy rozmiar. Steph znika w przebieralni, a ja w tym czasie szukam czegoś co mogłoby mnie lub moją babcię zadowolić. Zaciekawiona sięgam po koszulę w kwiatki. Krzywię się i odkładam ją. Nie, że jest brzydka, ale kwiaty nie pasują do zimy, ani do mojego nastroju. Po chwili w moich dłoniach ląduje czarna sukienka, którą z przyjemnością założyłabym na Wigilię.
- Rose!- Podskakuję na piskliwy głos przyjaciółki. Podchodzę do przebieralni i uchylam lekko zasłonę.
- Hm?
- Nie mogę się zapiąć... rozumiesz? Przytyłam- Przewracam oczami i zmierzam po rozmiar większą. Podaje jej ją i czekam, aż ją na siebie założy.
- Ta już tak ładnie nie leży- Faktycznie, jej ciało wygląda na zniekształcone i znacznie ją pogrubia.
- Kupię ci tą pierwszą, a przy okazji będzie to twoja motywacja by wrócić do dawnej figury- Mówię i poprawiam swoje włosy w lustrze. Niektóre są tak uparte, że odstają choćby nie wiem co. Ignoruję moje worki pod oczami i popękane naczynka.
- A ty coś wybrałaś?- Pyta gdy wychodzimy z przebieralni.
- Nie- Mówię i odwieszam sukienkę, która wcześniej trzymałam.
- A to?- Chwyta ją- Jest śliczna.
- No nie wiem
- Och daj spokój. Jest idealna, jak na ciebie!- Uśmiecham się- Będzie twoja- Puszcza mi oczko gdy podchodzimy do kasy.
Odwiedzamy jeszcze kilka sklepów i w końcu decyduję się kupić Jamesowi koszulkę, tacie nowy zegarek, a babci perfum o nieziemskim zapachu.
- O! Kogo my tu mamy- Marszczę czoło na znajomy głos- To taka nieidealna wersja kopciuszka, prawda?- Śmieje się głupio- Och... nie udawaj takiej zawiedzionej i skruszonej. Przecież ciebie nikt nigdy nie chciał. Harry już prawie o tobie zapomniał
- Ty suko- Warczy Steph, a Ron tylko się śmieje.
- Co ja ci zrobiłam?
- Ty? Naprawdę jesteś tak głupia?!- Marszczę czoło- Nie zauważyłaś...nie widziałaś, że jestem zakochana w Niallu?!- Moje serce zamiera- Jesteś ślepa i głupia! Odebrałaś mi miłość... namieszałaś mu w głowie na tej imprezie! Całowałaś się z nim!- Krzyczy płaczliwym głosem.
- Co?- Steph zamiera.
- Zabawiłaś się, a potem pobiegłaś do Harry'ego. Jesteś najgorszą siostrą! Nie pozwolę żebyś zbliżyła się teraz do Nialla i sprawię, że będziesz cierpiała tak jak ja!- Ociera łzy z policzków i znika za nami. Czuję jak świat zaczyna mi wirować pod natłokiem słów i myśli.
- Czy ja dobrze słyszałam?- Kiwam głową i zamykam oczy.
- Rose do cholery- Wzdycha- To wszystko jest pokręcone- Wymija mnie i przyśpiesza kroku. Siadam na ławce i chowam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, że Ron jest zakochana w Niallu gdybym wiedziała nie zrobiłabym tego.

_________________________

Rozdział nie sprawdzony

Przepraszam, że dopiero dziś, ale miała miejsce nie fajna sytuacja :/ Nie miałam siły by cokolwiek napisać. Dziś jednak pozbierałam się do kupy i daję wam nowy rozdział. Jest trochę dziwny... tak mi się wydaje xD
Dziękuję za wszystkie cuuudowne komentarze :* jesteście niesamowici i dajecie mi wiele weny ^^ 

25 komentarzy= next 

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 24

Słyszę jakieś dźwięki dobiegające z parteru, ale nie przejmuję się tym, ponieważ myślę, że to tylko mój sen. Okręcam się na drugi bok i uderzam w ciało Harry'ego. Mruczę niezadowolona i otwieram oczy. Jest już ranek i jasne światło wypełnia pomieszczenie. Ziewam i podnoszę się na łokciach. Znów słyszę hałasy z dołu i tym razem wiem, że to nie jest sen. Szturcham Harry'ego, ale on mruczy niezadowolony i odwraca się do mnie plecami.
- Harry! Jestem!- Kobiecy głos dociera do moich uszu. Nie mam pojęcia kto to jest. Siostra, mama?
- Harry ktoś przyszedł- Szturcham i klepię go. Otwiera oczy i marszczy czoło. Wzdycham gdy kładzie się z powrotem.
- Zwolniłam się wcześniej z pracy żebyśmy mogli spędzić dzisiejszy dzień razem- Serce łomocze mi w piersi. Skądś znam ten głos. Moje ręce zaczynają się pocić i wymyślam sobie każdą wymówkę by zdemaskować moje podejrzenia- Kochanie gdzie jesteś?!- Kochanie. Kochanie. Kochanie. Czuje jak mur pęka i rozwala się w mały mak, czuję jak ziemia pęka pode mną. Harry wyskakuje z łóżka i zaczyna się szybko ubierać. Gdy słyszę zbliżające się kroki, robię to samo.
- Harry?- Drzwi się otwierają i wchodzi... pani Eva, dyrektorka. Cofam się kilka kroków, okryta prześcieradłem. Łzy spływają strumieniami z moich policzków. Harry...
- Eva, to nie tak- Mówi i podchodzi do niej. Ona natomiast mierzy mnie wzrokiem i wybucha płaczem. Najgorsze co może być to okazać się kochanką i upokorzyć się przed własną dyrektorką.
- Pieprzyłeś swoją uczennicę?! Jesteś chory- Ciągnie swoje włosy.
- Eva... proszę- Nic nie poradzę na to, że mam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy spod niej nie wyjść. Okazałam się kochanką i zniszczyłam związek dyrektorki. Teraz wszystko stało się jasne. To gdy ich przyłapałam, dlaczego ciągle z kimś rozmawiał i dlaczego nie chciał mnie wpuścić do mieszkania. Na pewno musiała tam być. Pomyśleć, że straciłam z kimś takim dziewictwo. Miało być ono zachowane dla kogoś idealnego, tego jedynego, a on okazał się tak wielkim błędem. Jeszcze wczoraj zastanawiałam się jak spędzimy święta.
- O co prosisz?- Płacze. Czuję się winna. Podciągam nosem i siadam na łóżko czując jak tracę siły do życia. Zakładam drżącymi rękoma swoją bluzkę oraz spodnie. Wiem, że oboje na mnie patrzą. Wyglądam na pewno jak śmierć, ale tak jest, nie ma we mnie życia.
- A ty?! Sądziłam, że jesteś mądrzejsza!- Podchodzi do mnie.
- Przepraszam- Unikam jej przeszywającego wzroku. Harry uderza dłonią w ścianę.
- Mieliśmy wziąć ślub- Kręci głową i pokazuje pierścionek. Tracę powietrze i spoglądam na nią. Wygląda na strasznie zranioną- Wynoś się- Pokazuje dłonią na drzwi więc idę w ich kierunku. Siada na łóżku i chowa twarz w dłoniach. Patrzę na Harry'ego i wkładam w to wszystkie uczucia.
- Rose- Szepce. Wychodzę z pokoju, ale cofam się i wymierzam cios w jego policzek. Chwyta się za czerwone miejsce i wygląda na kompletnie zdezorientowanego. Wybiegam z jego, a raczej ich domu. Biegnę ile sił w nogach do domu. Płaczę, a ludzie patrzą na mnie z żalem, to musi świadczyć, że wyglądam naprawdę okropnie. Wbiegam do domu o mały włos się nie przewracając. Zamykam drzwi i nie zdolna by iść dalej siadam na podłodze. Szloch wypełnia pomieszczenie. Nagle z salonu wybiega James i babcia.
- Rose?!- Brat podbiega do mnie i przytula.
- Kochanie, co się stało?- Pyta babcia i przeczesuje moje włosy. Wtulam się klatkę Jamesa i mocze jego bluzkę. Próbuję coś powiedzieć, ale nie jestem w stanie. Czuję jak się unoszę i James zaprowadza mnie do mojego pokoju. Stawia mnie na panelach i upewnia się, że dam radę stać sama. Łapię równowagę i spoglądam na brata oraz babcie za jego plecami.
- Co się stało?- Pyta delikatnie James. Odwracam się i ciągnę za włosy.
- O-on... cholera- Łapię w dłoń nasze wspólne zdjęcie i rzucam w nim o ścianę. Szkło z ramki rozsypuje się na kawałki. Słysze jak kobieta wciąga powietrze.
- Co on?- Ciągnie James nie wiedząc, że sprawia, iż znów czuję ten cholernie niewyobrażający wielki ból. Płaczę i podchodzę do szafki.
- On miał narzeczoną!- Krzyczę i zrzucam wszystko z półki. Jęk bólu wypełnia pomieszczenie i opadam na ziemię. Babcia podbiega do mnie.
- Och, kochanie- Przytula mnie mocno do siebie.
- Kto miał narzeczoną?- Warczy James- Harry?- Kiwam głową- Zabiję gnoja!- Nim zdążę zaprotestować on wybiega z mojego pokoju, a po chwili słyszę trzask drzwi.
- Czuję jakbym umierała- Szepcę- On zrobi mu krzywdę?
- Ciii... powinnaś się przespać- Babcia pomaga mi wstać. Idę do łóżka. Przykrywa mnie kołdrą i siada obok mnie. Nuci piosenkę, ale proszę żeby tego nie robiła. Wspomnienia wczorajszego wieczoru do mnie wracają. Wierzyłam, że jestem dla niego ważna, że możemy mieć wspólną przyszłość. Byłam taka naiwna. Zaślepił mnie swoim wdziękiem i wykorzystał to przeciwko mnie.

Budzę się z snu o Harrym i naszym idealnym związku, w którym tworzyliśmy zgrany duet i nie było w nim żadnych sprzecznych fal. Nie mam zamiaru wychodzić z łóżka więc okręcam się na drugi bok i spoglądam na okno. Jest już ciemno i tylko księżyc oświetla mój pokój. Podciągam nosem na wspomnienie, gdy z Harrym leżeliśmy pod kocem na jego balkonie. Byłam w nim tak ślepo zakochana, że nie zauważyłam tak bardzo podejrzanych rzeczy. Teraz stało się wszystko jasne i najbardziej nienawidzę siebie, nienawidzę tego jak łatwo dałam się omotać. Słyszę jakieś odgłosy z dołu i postanawiam zburzyć moje plany i wyjść z łóżka. Może wrócił James i czegoś się dowiem? Przytrzymuję się ściany gdy staję na nogach, ponieważ kręci mi się w głowie. Wychodzę na korytarz i mrużę oczy na rażące światło. Schodzę na dół i gdy wchodzę do salonu zauważam babcię, brata, Nialla i Steph. Wszyscy patrzą się na mnie z żalem i smutkiem. Ja natomiast patrzę ze strachem na przyjaciela i Jamesa. Ich twarze są w ranach. James przykłada lód do czoła, a Niall jest właśnie opatrywany przez Steph.
- C-co się stało?- Szepcę zachrypniętym głosem od płaczu. Brat zamyka oczy i kręci głową- Byliście u Harry'ego?- Pytam i gdzieś w głębi boję się, że zrobili mu krzywdę.
- Ta- Syczy Niall. Jestem zdziwiona, że James wziął go ze sobą i co robi tutaj Steph?
- Przepraszam Rose, próbowałam ich powstrzymać, ale byli uparci jak osły- Przytula mnie, a ja nie wiedzieć czemu wybucham płaczem- Ej, kochana- Odsuwa się i spogląda na mnie. Odgarnia kosmyk moich włosów z czoła i uśmiecha się dodając mi otuchy.
- Jak bardzo go skopaliście?- Pytam udając, że jest w porządku. Wcale nie chce wiedzieć, że pobili go tak mocno, że nie może chodzić.
- Ma tylko kilka draśnięć, dlatego są tacy naburmuszeni- Steph śmiej się z nich- Skurczybyk dobrze się bije- Niall rzuca ją poduszką, a ona przewraca oczami- Ale jak dla mnie zasłużył na gorszy łomot- Marszczy czoło- James prawie by go zabił gdy...
- Zamknij się- Syczy mój brat.
- Co? Mów- Rozkazuję.
- Ummm...- Przerywa jej głośne walenie do drzwi.
- Zostań tu!- Piszczy moja babcia. Serce wali mi w piersi tak mocno, że chyba zaraz ją przebije. Kobieta idzie do drzwi ze strachem na twarzy.
- Powiedział, że i tak tu przyjdzie. Sądzę, że to on- Steph szepce, a ja muszę się chwycić czegokolwiek by nie zemdleć.
- Chce ją zobaczyć!- Krzyczy, a ja wybucham płaczem.
- Nie, kurwa! Nie będziesz przez niego płakała- James wstaje, ale łapię go za rękę.
- Zadzwonię po policję!- Krzyczy babcia, a po chwili Harry staje w salonie. Szuka mnie wzrokiem, a gdy mnie zauważa smutek maluje się na jego twarzy.
- Nie warz się do niej podejść- Grozi mu James, ale on jakby w ogóle nie słyszał jego zakazu i idzie w moją stronę. Pełna paniki szukam czegokolwiek w zasięgu ręki.
- Rosie
- Nie mów na mnie Rosie- Warczę.
- Pozwól mi to wytłumaczyć- Przeczesuje dłonią włosy.
- Co chcesz mi jeszcze wytłumaczyć?! Byłam zabawką do pocieszenia! Ha...- Jego imię nie chce przejść przez moje gardło- Miałeś narzeczoną! Jesteś takim wielkim błędem!
- Nie mów tak- Warczy.
- Idź- Mówię. Łapie mnie za nadgarstek, ale wyrywam się gdy James wstaje- Wynoś się!- Biorę zza stojaka za mną pogrzebacz do kominka i grożę mu nim. Słyszę parsknięcie brata, a  Styles wpatruje się we mnie z żalem- Wynoś się! Idź do Evy!- Wystawiam przedmiot jeszcze bardziej w jego stronę i w końcu on okręca się i wychodzi. Zaraz po tym upuszczam pogrzebacz i wybucham płaczem.
- Nie, nie!- Podbiega do mnie Steph- Nie płacz- Kołysze nami.
- To tak bardzo boli- Chwytam w pięść jej koszulkę.
- Niall!- Woła. Chłopak zjawia się przy nas. Gdy widzę jej minę wiem o co chodzi. Dotykam miejsca nad utami i wycieram krew. To nic poważnego, jestem po prostu osłabiona. Horan bierze mnie na ręce i kładzie na komodzie. Siadam pochylona twarzą do ziemi.
- Jak śmiał tutaj w ogóle przyjść- Mówi James i wygląda całkiem zabawnie z lodem przy twarzy.
- Czuje się taki ważny- Steph opada na fotel- Sama z chęcią obiłabym mu tą ładną twarz
- Jeśli by ciebie nie skopał- Mówi mój brat i przez moje żyły przepływa złość.
- On nigdy nie uderzył by dziewczyny!- Warczę.
- Bronisz go?- Prycha James.
- Kochasz go- Stwierdza Steph.
- Nienawidzę go- Mówię. Tak, kocham go.
- Dajcie jej spokój- Mówi Niall i przyciąga mnie do swojej klatki. Kładzie się na kanapie więc układam się obok niego, a moją twarz kładę na jego klatce. Mocno mnie obejmuje i całuje w głowę. Oddycham spokojniej i powoli z sekundy na sekundę... odpływam.

____________________________

Niespodzianka!
Zaczęłam dzisiaj pisać i po prostu tak mnie wciągnęło, że skończyłam xD stwierdziłam, że oszczędzę wam czekania i dodam dziś :* 
Mam nadzieję, że nie schrzaniłam tego rozdziału no i że zostawicie po sobie ślad, ponieważ jest to dla mnie bardzo ważne. 

20 komentarzy= next

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 23

Patrzę na Harry'ego, który opiera się o szafę z założonymi rękoma i spuszczoną głową. Przenoszę  wzrok na dyrektorkę i czuję jak zaczynam drżeć, a moje ręce pocić się. Czy ktoś o nas wie i powiedział to dyrektorce? Może kamery również są z tyłu i nagrały jak się całujemy? O Boże... Ale czy Harry nie powinien siedzieć obok mnie? Przecież również byłby oskarżony.
- A-ale o co chodzi?- Pytam i pocieram dłońmi o moje nogi. Nie mogę nic poradzić na to, że zaczynam się wiercić. 
- Rosalio, pewna osoba, która prosiła o anonimowość powiedziała mi coś co bardzo mnie zdziwiło. Nigdy nie sądziłam, że mogłoby się coś takiego stać, dlatego chcę to wyjaśnić- Czuję jak robi mi się słabo. Spoglądam na nią wyczekująco- Czy to prawda, że jesteś w ciąży?- Zaczynam kaszleć. Czuję jak kolory uchodzą z mojej twarzy i czuję wzrok Stylesa. 
- Proszę mi uwierzyć, że to nieprawda. Nie rozumiem kto może rozpowiadać takie kłamstwa- Zachowuję spokój choć w środku cała drżę.
- Nie rozumiem dlaczego ta osoba miałaby kłamać
- Mam zrobić test ciąży i pani pokazać?!- Wybucham i wstaję. Dyrektorka marszczy czoło- Kto to pani powiedział?
- Nie mogę powiedzieć- Wzdycha- Ktoś bliski tobie- Nagle wszystko staje się jasne. To na pewno Ron. 
- Moja siostra, tak?! Ostatnio nie jest między nami w porządku więc sądzę, że chciała zrobić mi na złość- Oddycham głęboko by się uspokoić. 
- Uhh... Rosalio, w takim razie przepraszam. Będę cię miała jednak na oku. Chcę byś pomogła robić wystawę świąteczną na łączniku.
- Dobrze- Mówię i wychodzę. Jak Ronnie mogła powiedzieć coś takiego? Wiem, że mnie nienawidzi, ale co chciała zyskać takim kłamstwem? 
- Hej! Gdzie się podziewałaś?- Słysze głos Nialla, a po chwili staje przede mną.
- Czekaliśmy za tobą- Dołącza do niego Steph- Coś się stało?
- Ronnie powiedziała dyrektorce, że jestem w ciąży
- Co do cholery?!- Krzyczy Niall. 
- Suka- Warczy Steph. 
- Nie przejmuj się...- Niall gładzi moje ramię. 
- Łatwo wam mówić- Przepycham się między nimi i idę w stronę łącznika. Choć bardzo bym teraz chciała znaleźć się w domu, to muszę zrobić tę wystawę. Kocham święta Bożego Narodzenia, ale te nie zapowiadają się ciekawie.  

Odkładam ostatnie pudło i chwytam moją torbę. Cała wystawa została wykonana w dość krótkim czasie, ale to na pewno z powodu dość obszernej grupy. Opuszczam w końcu szkołę i chyba jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo z tego powodu zadowolona. Chcę się położyć i myśleć, że to był tylko zły sen. Ronnie posuwa się za daleko i może gdyby nie tak wiele złych rzeczy w moim życiu to miałabym siły na walkę z nią, ale nie mam siły. Jestem wykończona całym zamieszaniem między rodzicami, Harrym i szkołą. Może dobrze, że zbliżają się święta, bo będę miała czas na wypoczęcie. Ciekawie jak to będzie przeżyć święta z Harrym. Muszę wymyślić dla niego prezent! 
Otwieram drzwi domu i wchodzę do środka. Do moich uszu dociera głośna rozmowa między moimi rodzicami więc stoję przy drzwiach i słucham. Zdaję sobie, że to niegrzeczne, ale coś sprawia, że nie mogę się ruszyć. 
- Masz nowego faceta, który może cię utrzymywać!- Krzyczy tata. 
- Masz podzielić majątek! Połowa mi się należy!
- Nic nie dostaniesz! 
- Ach tak? Pójdę do sądu!- Tata prycha. 
- To ja pracowałem na wasze utrzymanie więc nie ma mowy żebym się z tobą podzielił MOIMI pieniędzmi- Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego jaką materialistką jest moja matka. 
- Nie chcesz mi dać pieniędzy to będę starać się o wyłączne prawo do opieki nad dziećmi!- Oczywiście. Gdy to zrobi to będzie chciała dostawać alimenty. 
- Dzieci są moje i mi ich nie odbierzesz!
- Po co ta złudna nadzieja?- Jestem pewna, że uśmiecha się głupio i kręci głową. 
- Złudna?- Prycha ojciec
- Przecież dobrze wiemy, że nikt ci nie da wyłącznego prawa do opieki nad dziećmi. Nie odbierzesz mi Ron!
- Nie bądź tego taka pewna
- To ja je zdobędę. Ron zostanie ze mną. Ewentualnie wezmę Jamesa, bo może się przydać, ale Rose zawsze była niechcianym  dzieckiem. To była wpadka i największy błąd. Są z nią same problemy-Łzy spływają po moich policzkach i muszę przytrzymać się ściany. 
- Jak śmiesz tak mówić?!- Szloch wyrywa się z moich ust wiec szybko zaciskam dłonią moje usta- Wynoś się!- Krzyczy ojciec. Moja matka wychodzi na korytarz i przewraca oczami gdy mnie widzi. Tata natomiast przeczesuje dłonią swoje włosy i patrzy na mnie smutnym wzrokiem. Odsuwam się by moja matka mogła wyjść. Trzaska drzwiami. Zamykam oczy i zaczynam szlochać.
- Rose- Ojciec podchodzi do mnie i przytula mnie mocno- Nie powinnaś tego słyszeć- odsuwam się od niego.
- Przynajmniej wiem- Tata wzdycha- I nie warz się przyprowadzać tu Ron
- Dlaczego?
- Ona jest cholerną wariatką! Poszła do dyrektorki i powiedziała, że jestem w ciąży! Rozumiesz?- Mój głos się załamuje. Wchodzę do kuchni i otwieram szafkę z lekami. Drżącymi rękoma wyciągam lek na uspokojenie. Próbuję chwycić jedną, ale moje ręce trzęsą się zbyt mocno- Cholera!- Rzucam opakowanie i wybiegam z kuchni. Omijam tatę i wychodzę z domu. Zaczynam biec, ponieważ zauważyłam, że mnie to odstresowuje. Mam obrany kierunek- dom Stylesa. Potrzebuję wygadać się komuś kto mnie zrozumie.
Dzwonię dzwonkiem kompletnie zdyszana.
- Rose?- Pyta nieco zdziwiony. Wchodzę do środka i ciągnę go za sobą.
- Nie wnikam co robiłeś u dyrektorki. Potrzebuję się wygadać
- Rosie...
- Cicho- Marszczę nos- Siadaj- Rozkazuję
- Co się stało? I czy musisz być taka władcza?- Uśmiecha się.
- Nie- Śmieję się i siadam mu na kolanach.
- Co się stało?- Pyta i przeczesuje dłonią moje włosy.
- Moi rodzice... oni się rozwodzą- Szepcę.
- Och
- W sumie to dobrze. Moja...- Zacinam się, ponieważ nie mogę nazwać ją 'mamą'- ...rodzicielka nie przepada za mną. Nie wspomnę o Ron- Wzdycham- Zrobiła się jakaś dziwna. Wiesz, nie tak, że zawsze się dogadywałyśmy, ale tolerowałyśmy się, niestety nie wiedziałam, że jest zdolna posunąć się do czegoś takiego. Jedynym normalnym w tej rodzinie jest James.
- A tata?- Pyta
- Jest ok, ale musi się kontrolować. Trochę mnie przeraża- Milknę na chwilę- Bym zapomniała ci powiedzieć, że mieszkam gdzie indziej.
- Mhm- Oblizuje wargę.
- Co?- Marszczę nos.
- Wyglądasz seksownie- Uderzam go w klatkę i śmieję się- Rose?
- No?
- W sumie to dlaczego ona to powiedziała?
- Chodzi ci o Ron?
- Mhm
- Sądzę, że dlatego, iż miała mi coś o tobie powiedzieć, ale musiałabym coś zrobić, a ja nie chciałam- Zaczyna się wiercić i wygląda jakby czuł się niekomfortowo- Coś nie tak?
- Nie- Uśmiecha się, ale wychodzi z tego grymas. Wzdycham i schodzę  z jego kolan.
- No chodź- Łapie mnie za nadgarstek i z powrotem sadza mnie na swoich kolanach- Co chcesz na kolację?- Pyta podczas całowania mojej szyi.
- A ty?
- Ciebie
- Spadaj- Śmiejemy się. Podnosi się ze mną przez co zaczynam piszczeć. Idzie do kuchni i sadza mnie na blacie.
- Mam winogrono- Mówi przeszukując lodówkę. Schodzę z blatu i podchodzę do niego. Wybucham śmiechem gdy widzę co znajduje się w jego lodówce- Co?- Uśmiecha się.
- Mrożonki? Serio?
- Mrożonki są super- Porusza zabawnie brwiami.
- I baaardzo zdrowe
- Mhm- Śmiejemy się.
-I pomyśleć, że sądziłam, iż ty potrafisz gotować- Kręcę głową. Bierze winogrono i prowadzi mnie za rękę na górę. To niesamowite jak wpływa na mnie jego obecność. Potrafi sprawić, że okropny dzień wydaje się być piękniejszy, a  wszystkie moje lęki i obawy uciekają.
Kładzie talerz na łóżku, a po chwili rzuca się na łóżko. Kładę się obok niego, a pomiędzy nami jest tylko przestrzeń na talerz. Chcę wziąć z niego winogrono, ale uderza mnie delikatnie w rękę.
- Hmm?- Nie dostaje odpowiedzi, a w zamian on bierze winogrono i gestem każe otworzyć mu buzie. Robię to samo i w sumie trwa to przez jakiś czas. Śmiejemy się z siebie i dobrze bawimy do czasu gdy na talerzu zostaje tylko patyk.
- Idziemy się kąpać?- Pyta gdy wstaje z łóżka.
- Idziemy?
- No. Ty i ja?- Rumienię się na myśl o wspólnym kąpaniu.
- Umm... no nie wiem
- Och, no chodź- Ciągnie mnie za rękę do łazienki. Odwracam się gdy ściąga spodnie.
- Już?- Pytam. Nie jestem na tyle śmiała by go oglądać.
- Mhm- Odwracam się i piszczę gdy stoi goły.
- O Boże, Harry- Marudzę i odwracam się. Z nerwów zaczynam bawić się włosami. Słyszę jego śmiech coraz bliżej siebie. Jego zimne palce dotykają mojej skóry pod bluzką, następnie ją ściągają.
- Dołącz do mnie, kochanie- Szepce do mojego ucha powodując motylki w moim brzuchu. Kiwam delikatnie głową. Chociaż nie widzę jego twarzy jestem prawie pewna, że się uśmiecha. Ściągam ubranie, a następnie bieliznę. Kompletnie zawstydzona wchodzę do wanny i siadam pomiędzy jego nogami, tak jak mi kazał.
- Rozluźnij się- Szepce do mojego ucha co powoduje, że spinam się jeszcze bardziej. Moczy gąbkę, a następnie polewa nią moje plecy. Zamykam oczy gdy jego dłonie wcierają płyn w moje ciało. Pozwalam sobie zmyć mydło. Mimo tego, iż nasze ciała są już umyte, nadal siedzimy w wannie.
- I co, było tak źle?- Pyta mnie gdy wychodzę za nim. Owija mnie ręcznikiem. Kiwam przecząco głową, a on uśmiecha się. Wycieram swoje ciało i zostaję chwilę dłużej w łazience niż Harry. Gaszę światło i powoli idę do sypialni. Otwieram delikatnie drzwi i zaglądam do środka. Harry z kimś rozmawia, a gdy słyszy jak wchodzę do pomieszczenia, rozłącza się. Kładę się na łóżku i przykrywam się kołdrą.
- Kto dzwonił?
- Louis- Kładzie się obok mnie i przyciąga do siebie- Śpij, aniołku- Uśmiecham się i kładę głowę na jego klatce. Nucenie Harry'ego sprawia, że zasypiam jeszcze szybciej.

____________________________


Siemka! Dodaję dzisiaj jako prezent na święta :D Wesołych Świąt! 

Mam nadzieje, że wyszedł ok :D W następnym rozdziale zaczyna się dziaaaaać!!! Długo nie będziecie czekać, bo w sobotę dodam next :D 

Buziaki :* 

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 22

- Chodź- Podaje mi rękę gdy wstaje. Chwytam ją i spoglądam na niego nieco zdezorientowana. Zaciąga mnie w miejsce tuż koło balkonu. Chwyta mnie w pasie, a moją rękę kładzie sobie na ramieniu.
- Wiesz przecież, że nie jestem dobra tancerką- Marudzę gdy zaczyna nami kołysać. Opieram głowę o jego klatkę i ukradkiem spoglądam na nasze nogi by go nie nadepnąć. Śmieje się i podnosi mnie tak, że staję na jego nogach. Śmieję się gdy prawie się obalam. Przyciskam się mocno do jego klatki piersiowej.
- Harry?- Szepcę
- Hmm?
- Czy jest coś czego nie potrafisz?
- Nie wiem
- Bardzo kreatywnie panie Styles, jak na nauczyciela- Zaczynam się śmiać i gdy widzę jego minę postanawiam usiąść na miejsce.
- Wstawaj Rose, upiekę dla ciebie najlepszą szarlotkę- Podnoszę jedną brew. Ten człowiek nie przestanie mnie szokować. Idę za nim do kuchni.
- Wiesz, fajnie, że tak gotujesz, pieczesz i w ogóle, ale nie lubię szarlotki- Kwaszę się. Ogólnie jestem dość wybredna co do ciast.
- Nie żartuj! Uczyłem się przepisu przez kilka godzin!- Odwraca się i zaczyna śmiać.
- Co powiedziałeś?- Podchodzę do niego
- Nic
- Kłamałeś, że jesteś dobrym kucharzem. Przyznaj się ile ciast i sosu wyrzuciłeś- Siada na blacie i chowa twarz w dłoniach.
- Panno Rosalie, niech pani przestanie, bo inaczej wpiszę pani jedynkę!- Mówi udawanym poważnym głosem i nie mogę się powstrzymać by nie parsknąć śmiechem.
- Dobra, przestań, bo mnie już wszystko boli- Jęczę i opieram się o blat.
- Ok, może pokażesz mi, jak ty pieczesz?- Pyta z uniesioną brwią i lekkim rozbawieniem. Nachyla się by sięgnąć z szafki mąkę.
- Nie umiem piec- Mówię i podnoszę jeden kącik ust. Zanim robię unik dostaję z mąki. Zaczynam kaszleć i się otrzepywać.
- Nie żyjesz- Rzucam się na mąkę i sypię ją na jego włosy. Gonimy się po kuchni jeszcze przez chwilę, ponieważ przerywa nam dźwięk dzwonka. Spoglądam na Harry'ego, który wygląda na przestraszonego. Nie mam pojęcia o co mu chodzi. Znika w korytarzu, a po chwili słyszę męski głos, który brzmi trochę podobne do Stylesa. Wychodzę z ciekawości i kompletnie zapominam, że wyglądam pewnie jak idiotka. Niedaleko mnie stoi prawie klon Harry'ego. Są tak samo wysocy, podobne fryzury. Różnią się wyrazem twarzy i rysami. To na pewno jego brat.
- Um... hej- Uśmiecham się i podaję mu rękę, ale najpierw ją wycieram.
- Jace to jest Rose, Rose to jest mój brat- Uśmiecham się, ale Jace nie wygląda na zadowolonego.
- Masz tę płytę?- Pyta Harry'ego. Po chwili znika on na schodach.
- Słuchaj, nie wiem kim jesteś, ale wiedz, że Harry ma głupie pomysły i uważaj, bo on...- Przerywa gdy Styles schodzi i wręcza mu jakąś płytę. Odprowadzam ich wzrokiem. Stoję przez chwilę bez ruchu i zastanawiam się nad słowami Jace'a. Znam Harry'ego i wydaje mi się, że jego brat mógł chcieć zrobić mu gorszą opinię. Wzdycham i idę do kuchni by zacząć sprzątanie. Harry dość długo nie wraca i jestem pewna, że rozmawiają. Rozlega się trzaśnięcie drzwiami, a po chwili słyszę szuranie Harry'ego. Włącza telewizor, więc idę do niego. Unoszę brwi gdy widzę go z papierosem.
- Palisz?- Chyba jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiem.
- Co cię to interesuje?
- To trucizna- Chcę mu go wyrwać, ale wtedy zauważam jego wzrok i odsuwam się.
- Jak ci coś nie pasuje to wyjdź!- Krzyczy przez co się wzdrygam. Zrywam się i biorę swoje zakupy, a następnie zakładam szybko swoją kurtkę. Gdy jestem przy drzwiach czuję mocny uścisk na nadgarstku. Odwracam się i wstrzymuję powietrze, gdy czuję, jak Harry'ego usta zderzają się z moimi. Upuszczam torby i oplatam jego kark swoimi dłońmi. Chcę go odepchnąć, ale chcę też tego pocałunku. Podnosi mnie i oplatam swoimi nogami jego biodra. Idziemy na górę nie przerywając pocałunku. Czuję się jakbym dryfowała pięć metrów nad niebem. Szaleję na punkcie jego dotyku i... po prostu kocham to co ze mną robi.

Niebo jest czarne, a białe płatki spadają na ziemie, pokrywając wszystko swoim puchem. Wkładam ręce do kieszeni i żałuję, że nie mam ze sobą rękawiczek. Stawiam szybkie kroki, bo pogoda nie sprzyja spacerom. Wzdycham gdy znajduję się w punkcie, do którego dążyłam. Znajduję się po drugiej stronie mojego pierwszego domu. Skrywam się między drzewami, gdy podjeżdża auto i wysiada z niego mama, a wraz z nią ktoś jeszcze. Mrużę oczy i dostrzegam jakiegoś mężczyznę. W moim dawnym pokoju świeci się światło i widzę przechadzającą się Ron. Opieram się o drzewo, gdy wszystko zaczyna wirować. Za dużo przez ostatni czas dzieje się w moim życiu. Muszę wrócić jak najszybciej do domu. Wychodzę z ukrycia i zaczynam biec. Nie jest to tak proste jak by się wydawało, ponieważ moje torby mi w tym przeszkadzają. Kilak osób idących ulicą, patrzy się na mnie, ale ignoruje ich. W końcu wbiegam do domu i dyszę mocno. Babcia z tatą patrzą na mnie z podniesionymi brwiami.
- Ktoś cię gonił?- Pyta tata i podchodzi do mnie.
- Synu daj spokój, przecież widać w oczach, że jakiś chłopak przy niej majsterkował- Babcia uśmiecha się i upija łyk jakiegoś napoju z kubka. Rumienie się na wspomnienie dzisiejszego wieczoru.
- Chłopak?- Tata marszczy czoło- Byłaś u tego nauczyciela?!- Podnosi głos, a ja wzdrygam się i prawie uderzam o ścianę. Słyszę jak babcia krztusi się.
- Tato...- Przerywam gdy podnosi rękę. Zamieram, ale zaraz szybko się cofam i uderzam w ścianę.
- Boi się ciebie!- Słyszę głos brata. Okazuje się, że tata nie chciał mnie zranić tylko po protu przeczesać swoje włosy.
- To wszystko przez jej matkę!- Krzyczy ojciec i rzuca wazonem.
- Chodź- Ciągnie mnie James. Wbiegamy do jego pokoju. Siadam na łóżku i przytulam się do niego.
-Musi być źle by było dobrze- Szepce i całuje mnie w głowę.

- O Boże! Dlaczego dopiero teraz to mówisz?- Steph piszczy gdy dowiaduje się o ostatnich wydarzeniach z mojego życia.
-Chodzi o Harry'ego czy o rodzinę?- Pytam z grymasem.
- Och, nie ważne. Co do naszego nauczyciela to musisz wiedzieć, że cholernie ci zazdroszczę- Opiera się o szafkę- Takie ciacho, a co do rodziców to pogadamy później i może spotkamy się u mnie- Uśmiecham się i kiwam głową- O wilku mowa- Mówi i oglądam się za siebie. Widzę Harry'ego z dyrektorką i czuję jak wszystkie kolory opuszczają moją twarz. Prawie zapomniałam o tym co się działo między nimi. O Boże! Wybaczyłam mu tak wiele rzeczy... Mówiłam, że naiwna. 
- Rose- Odwracam się do Steph.
- Co?
- O Boże!- Piszczy i kilka osób patrzy na nas.
- C-co?- Pytam przestraszona.
- Krew. Nos. Leci- Mówi tak szybko, że prawie jej nie rozumiem. Dotykam okolic nad moimi ustami i czuję ciecz, a gdy spoglądam na mój palec widzę krew.
- Daj chusteczki. Jestem ostatnio osłabiona przez to wszystko- Mówię gdy pochylam głowę i delikatnie naciskam na nos. To nic poważnego, ponieważ jak byłam mała to ciągle leciała mi krew. Przeważnie przed chorobą.
- Wiesz, że nie lubię krwi
- Nie musiałaś tak piszczeć- Uderzam ją w ramię.
- Witam  moje kochane koleżanki- Niall obejmuje nas i uśmiecha się. Idziemy na lekcje.

Chociaż życie rodzinne się rozpadło na miliony kawałków, których nie można poskładać, to moje stare życie powróciło i odzyskałam przyjaciół. Prawie zapomniałam jak wspaniali są i jak bardzo za nimi tęskniłam. Chcę ich mieć cały czas przy sobie i już nigdy ich nie oddam i nie stracę.
Idę z uśmiechem na twarzy gdy nagle ktoś szarpie mnie za łokieć i wciąga do łazienki. Zamieram gdy widzę Ron.
- Witaj siostro- Uśmiecha się głupio- Nie zgadniesz czego się dowiedziałam! No zgaduj- Opiera się o ścianę.
- Nie wiem- Mrużę oczy.
- Ok, powiem ci jeśli...
- Skąd wiesz,żze chce to wiedzieć?!
- Kochana, chodzi o twojego nauczyciela- Zamieram. Skąd mam wiedzieć czy to coś ważnego.
- Więc powiem ci jeśli...
- Ron! Nie chcę wiedzieć! I weź może melisę na rozluźnienie, bo jakaś spięta jesteś- Wychodzę i trzaskam drzwiami. Chcę iść do moich przyjaciół, ale znowu mi to ktoś uniemożliwia. Odwracam się i widzę dyrektorkę.
- Witaj Rosalio
- Dzień dobry pani Evo- Uśmiecham się delikatnie.
- Chciałabym z tobą porozmawiać. Zapraszam do mojego gabinetu. Przełykam ślinę, ponieważ jej twarz nic nie wyraża. Wchodzę za nią i zamieram gdy widzę tam Harry'ego.
- Usiądź- Rozkazuje. Siadam i spoglądam na Stylesa.- Doszły mnie pewne słuchy i chciałabym wszystko wyjaśnić. Jeśli okaże się to prawdą, możesz już dzisiaj opuścić naszą szkołę.

___________________________

Dziękuję za tyle wspaniałych komentarzy! Na pewno nie usunę tego bloga, bo mam coraz więcej pomysłów ^^ Ten rozdział nie należy do najlepszych, ale czasami musi być taki bezsensu xd mam nadzieje, ze jest w nim trochę zagadek i tajemnic. Już duuuużymi krokami zbliżamy się do głównej akcji tego bloga, ale nie macie się co martwić, jak na razie końca nie widać haha Mam nadzieję, że się podobało i przepraszam za wszystkie błędy, ale nie sprawdziłam. 

Nowi bohaterowie w zakładce 'Bohaterowie' 
Możecie pytać na ask 
http://ask.fm/Rosie123201

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 21

Dlaczego życie musi być tak zmienne? Walczymy wkładając całą swoją siłę by zdobyć szczęście, cokolwiek, a los potrafi pokazać nam jak wielką ma siłę i w jednej chwili zniszczyć wszystko o co tak walczyliśmy. Zniszczono mur między mną, a Harrym. Walczyłam by stworzyć nam swój własny mały świat, który otaczałby mur większy i silniejszy niż Chiński, ale teraz wiem, że to była krucha ściana, która runęła gdy on zawiódł. Może to dlatego, że byłam w tym sama i gdyby on też by się przyłączył wyszłoby znacznie coś silniejszego. Teraz przynajmniej wiem, że jeśli mielibyśmy być razem to musielibyśmy stworzyć coś co pozwoliłoby nam wygrać z przeciwnościami, ale właściwie po co to? Nie będziemy razem chociaż pragnę tego jak głupia, bo przy każdym spotkaniu czuję jeszcze większe uczucie, ale on udowodnił, że jestem jedynie jego zabawką z przeszłości. Pobawił się, aż w końcu gdy mu się znudziła, rzucił w kąt.
- Rose...- Wstrzymuję oddech i wycieram mokre policzki. Ostatnie czego chcę to by zobaczył, że ranią mnie jego słowa, czyny. Gdy słyszę szuranie jego obuwia tuż za moimi plecami, odwracam głowę i wstaję powoli.
- Czego nie zrozumiałeś w 'Zostaw mnie w spokoju'?- Silę się na twardy i stanowczy głos, ale jedyne co otrzymuję to piskliwy i załamujący się głos. Widzę jak walczy sam ze sobą, ale najgorzej jest patrzeć w jego oczy, w których kryje się taki smutek i żal. Przeczesuję dłonią włosy i wzdycham.
- Rose?- Słyszę znajomy głos i aż podskakuję. James staje przede mną i widzę jak mierzy Harry'ego wzrokiem- Zrobił ci coś?- Pyta, a ja jedynie kiwam przecząco głową. Brat rzuca Harry'emu wściekłe spojrzenie i okręcamy się by iść w stronę auta. Styles chwyta mnie za łokieć.
- Rose...- Zaczyna, ale nie dane jest mus kończyć, ponieważ James się wtrąca.
- Zostaw ją w spokoju, dość już jej namieszałeś w głowie- Warczy. Harry zaciska szczękę i uścisk na moim łokciu. Próbuję ukryć ból malujący się na mojej twarzy.
- Zamknij się- Warczy i odwraca wzrok w moją stronę. Patrzę na nich z zagryzioną wargą.
- Rose chodź, ten palant nie zasługuje na twoją uwagę- James stara się mnie odciągnąć, ale stoję jak wrośnięta w ziemię.
- James, daj nam chwilę- Szepcę. Chcę by Harry miał szanse wyjaśnić wczorajsze zachowanie. Naoglądałam się zbyt wielu filmów by wiedzieć, że powinno się dawać komuś dojść do słów, ponieważ to może zmienić twoje postrzeganie na całe wydarzenie.
- Chyba nie mówisz serio
- Proszę?
- Ok- Harry uśmiecha się z wyższością i prowadzi mnie za budynek szkoły. Czekanie na jego wyjaśnienia powoduje, że serce wali mi w piersi.
- Przepraszam, ze wczoraj się zachowałem... jak zachowałem. Przyjechali kumple żeby opić mój powrót i po prostu byłem trochę wstawiony- Wzdycham z ulgą, że ma konkretne wyjaśnienie.
- Ale to był powód żeby mnie wywalić jak jakieś gówno?- Mówię próbując byś stanowcza, ale rezygnuję gdy znowu mój głos mnie zdradza.
- To małe gnojki i mają głupie pomysły i teksty. Nie chciałem żeby widzieli cię w takim stanie. Rose, uwierz, ze nie mogłem przestać o tobie myśleć. Nawet dzwoniłem, ale masz wyłączony telefon- Moje serce trzepocze wyimaginowanymi skrzydełkami. Racja, muszę znaleźć nowy telefon. 
- Popsuł się
- Przepraszam- Opiera swoje czoło o moje.
- Jest, ok- Szepcę. Naiwna- Słyszę głos gdzieś daleko w mojej głowie. Jego ciepłe usta przywierają do moich i zapominam o Jamesie, o tym, ze jesteśmy na terenie szkoły, o wszystkim. Nasze języki toczą zaciętą walkę o dominację, ale w końcu przegrywam. Przygryza moją wargę i odsuwa się, dysząc.
- Przyjdziesz dzisiaj do mnie? Mogę podjechać po ciebie autem- Pyta i mogłabym przystać na jego ofertę gdyby nie fakt, że mieszkam teraz w zupełnie innym miejscu.
- Zobaczę czy będę miała czas. Wolałabym się przejść- Uśmiecham się i odwracam. Macham do niego i oddalam się coraz dalej. Wzdycham i uśmiecham się sama do siebie gdy idę przez parking. Wchodzę do czarnego BMW.
- O, nie- Jęczy James.
- Co?- Marudzę.
- Znowu to zrobił?
- Co?
- Uwiódł cię- Tak, ma rację. Harry to typ mężczyzny, który ma w sobie tyle tajemniczości i sprzecznych emocji, że potrafi zaintrygować, ale ma też wszystko co jest potrzebne by uwieść kobietę. Gdy o tym myślę jestem ciekawa ile kobiet uwiódł. Nie chcesz wiedzieć.
- Możesz jechać?- Śmieję się, a on rusza.
- Długo cię nie było i zastanawiałem się czy może nie...robicie pamiątki?
- Co?!- Wybucham śmiechem.- Jesteś obrzydliwy- Klepię go, a on szczerzy swoje białe zęby.


Wchodzimy do mieszkania śmiejąc się z wypowiedzianego przed chwilą żartu. Moje policzki delikatnie pieką, za to oczy Jamesa błyszczą się od łez rozbawienia. Zdejmuję buty i idę w głąb domu. Nadal nie oswoiłam się ze zmianą mieszkania. Byłam przyzwyczajona i przywiązana do starego i nie będzie łatwo tak szybko się przestawić, ale to nie oznacza, że ten dom nie jest wspaniały, bo jest.
Staję nagle w przejściu do salonu. Nie mogę uwierzyć własnym oczom.
- Mamy gościa- Mówi tata gdy brat staje koło mnie i wydaje się być tak samo zaskoczony.
Na kanapie siedzi mama taty i uśmiecha się do nas. Mimo swojego wieku, nie widać u niej siwych włosów, wielu zmarszczek. Jest kobieta z klasą i nie jedna nastolatka zazdrości jej figury.
Jestem zaskoczona, że po tylu latach przyjechała do nas z Ameryki. Wyjechała gdy dowiedziała się o ślubie moich rodziców. Nigdy nie lubiła Claire i za wszelką cenę starała się by nie doszło do małżeństwa. Uważała, że moja mama jest złą kobietą i w końcu nas oszuka i pokaże swoje oblicze.
Nie sądziłam kiedykolwiek, że może mieć rację, ale jak widać, większość z nas się nabrała.
- Rose, jesteś piękna kobietą- Ściska mnie i uśmiecha się, a na jej twarzy jest widoczna duma- A ty Jamesie, wymerzniałeś.... O i przypakowałeś- Śmiejemy się- Bardzo mi przykro z powody waszej siostry, ale także z tego co dzieje się między waszymi rodzicami. Przyjechałam by wam pomóc i w końcu zobaczyć moje kochane, dorosłe wnuki- Jestem jej bardzo wdzięczna i cieszę się, że zaszczyciła nas swoją obecnością.
Rozmawiamy tak naprawdę o wszystkim. Babcia również nam przestawia kawałek swojego życia. Na koniec rozmowy kobieta zaciąga mnie na zakupy by odświeżyć moją garderobę. W sumie to dobry pomysł.

Zwiedziłyśmy chyba wszystkie sklepy i praktycznie w każdym coś kupiłyśmy. Jestem zadowolona z swoich zakupów, ale teraz marzę tylko o siedzeniu, ponieważ moje łydki strasznie bolą. Prawie skaczę z radości gdy babcia postanawia zaprosić mnie na deser. Na myśl o lodach i bitej śmietanie zaczyna burczeć mi w brzuchu. Kobieta idzie kupić nasz rarytas, a ja siadam na kremowym, dużym fotelu. Wzdycham głęboko i odprężam się. Chcę wyciągnąć telefon by sprawdzić godzinę, ale przypominam sobie, że popsułam go wczorajszego wieczora. Głupia. Głupia. Rozglądam się i zatrzymuję wzrok na parze zakochanych. Gdy mam zacząć myśleć jak im zazdroszczę, przypominam sobie, że miałam spotkać się z Harrym. Mam nadzieję, że nie jest późno i nie będę musiała wymyślać żadnej wymówki. 
- Proszę, to dla ciebie- Kobieta stawia przede mną mój ulubiony deser. Ściągam truskawkę i po chwili delektuję się jej smakiem. Jestem taka głodna.
- Dziękuję- Uśmiecham się i skupiam, moją uwagę na jedzeniu. Zjadam całość w ekspresowym tempie, ale jestem najedzona i nie mam siły żeby się ruszać- Która jest godzina?- Pytam gdy opieram się o fotel.
- Po siedemnastej? Dlaczego pytasz?- Uśmiecha się tajemniczo.
- Jestem z kimś umówiona- Uśmiecham się delikatnie i obserwuję babkę gdy wstaje i zakłada swój drogi płaszcz.
- Na co czekasz? Nie mogę pozwolić żebyś się spóźniła- Mówi i patrzy na mnie wyczekująco.
- Ale nie jesteśmy umówieni na godzinę- Mówię zupełnie zdezorientowana.
- Wątpię by ten ktoś ucieszył się widząc ciebie pod domem o dwudziestej- Krzyżuje swoje dłonie i podnosi jedną brew. Nie wie, że to Harry, a jemu jest obojętnie, o której przyjdę; no chyba, że chodzi o jego przyjaciół, wtedy to w ogóle nie mogę przyjść.
- No dobrze- Wstaję, choć wolałabym jeszcze posiedzieć chwilkę. Zakładam moją kurtkę oraz biorę wszystkie torby z markami sklepów. Kierujemy się do wyjścia. Jest już praktycznie ciemno i uświadamiam sobie jak bardzo nienawidzę zimy, tym bardziej tej zimy.
Karzę babci wysadzić mnie kilka ulic dalej. Wolę zachować ostrożność. Gdy znajduję się przed drzwiami wspomnienia ubiegłej nocy do mnie wracają i nie są one pożądane. Dzwonię dzwonkiem do drzwi i praktycznie zaraz się otwierają. Lustruję go wzrokiem i zauważam, że wygląda dość elegancko. Może się gdzieś wybiera i pomyliłam dni? Moje wątpliwości zostają rozwiane gdy się witamy i prowadzi mnie do salonu.
- Och- Wzdycham gdy widzę na stole świeczki, które oświetlają całe pomieszczenie. Wokół talerzy rozrzucone są płatki róż, a na środku stoi piękny bukiet. Dwa kieliszki i czerwone wino stoją przy bukiecie. - Mogłeś mi powiedzieć. Założyłabym coś ładniejszego, będę tylko szpeciła całemu nastrojowi- Marszczy czoło.
- To właśnie ty nadajesz cały efekt. Jesteś, piękna i cudowna Rose, musisz w to uwierzyć- Uśmiecham się i siadam gdy odsuwa krzesło.
- Nie wiem co powiedzieć. To wszystko jest cudowne- Uśmiecha się i znika w kuchni. Wraca z makaronem i sosem.- Spaghetti! O Boże, kocham spaghetti! Jestem taka głodna- Śmieje się, a ja zauważam cudowne iskierki w jego oczach. Nakładam sobie porcję gdy Harry nalewa wino. Upijam łyk i stwierdzam, że zna się bardzo dobrze- Sam robiłeś?- Pytam. Uśmiecha się i kiwa głową.
- W takim razie będę przychodziła do ciebie na obiad- Śmiejemy się. Dłoń Harry'ego przenosi się na mój policzek i zgarnia niesforny kosmyk włosów z twarzy. Uwielbiam jego dotyk i w jaki sposób na mnie patrzy.

____________________________

Przepraszam, ze dopiero dziś, ale się rozchorowałam :/ jeśli można tak to nazwać, bo moja temperatura wynosiła 34.8 i było mi tak strasznie zimno :( Przejdźmy do rzeczy!
Czy ja piszę gorzej? To jest nudne czy coś? Gdzie są ci wszyscy czytelnicy? Dajcie mi pod tym rozdziałem mocnego kopniaka, bo nie wiem czy mam chęć do pisania dalszego rozdziału.
Buziaki :*

25 komentarzy= next

Obserwatorzy