Miłość jest jak tlen, gdy go nie mamy, umieramy. Z miłością jest trochę inaczej. Nie tracimy życia lecz chęci do niego. To jest śmierć, naszych resztek uczuć... Całkowite wyniszczenie duszy. Nigdy nie wiemy, kiedy tlenu nam zabraknie. Nigdy nie wiemy, kiedy nasza miłość się skończy.
Są różne rodzaje miłości i w tej chwili czuję tę największą, tą której nie powinno się odbierać... tą najwspanialszą. Matczyną.
Czuję strach, że mogę ją stracić. Boję się o Melissę, ale odczuwam też wielką siłę. Siłę do walki. W obronie mojego dziecka jestem skłonna oddać wszystko. Wszystko mogę zrobić by ją ocalić. Czuję to teraz i wiem, że muszę działać. Nie mogę pozwolić by coś jej się stało. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
Gdy ją chwytam od razu zauważam jej podwyższoną gorączkę. Jest blada i ledwo oddycha. Staram się by panika nie przejęła kontroli nad moim ciałem i wybiegam z domu. Niall otwiera szybko drzwi od auta i oboje wsiadamy. Czuję moje szybkie bicie serca. Tysiące różnych myśli przelatują przez moją głowę, ale walczę by nie pochłonęła mnie rozpacz i strach. Wygrzebuję z siebie resztki odwagi i siły, której jest coraz mniej. To jest walka z czasem. Walczę o życie mojej córki, ale walczę także ze sobą.
Wbiegam do szpitala i rozglądam się w poszukiwaniu lekarza. Kątem oka zauważam Nialla podbiegającego do pielęgniarki. Stoję na środku korytarza z dzieckiem na rękach, a wokół mnie są ludzie. Ludzie, którzy nie zauważają roztrzęsionej matki. Zajęci są sobą, a gdy podnoszą głowy ich oczy wyrażają obrzydzenie, albo ciekawość. Ciekawi ich co się dzieje, ale żadne z nich nie fatyguje się by pomóc.
- Rose!- Nagle do moich uszu dociera ogromny hałas wywołany przez pacjentów i personel. Otrząsam się i odwracam głowę w stronę Nialla. Lekarz w białym fartuchu wyciąga ręce po dziecko. Spoglądam na moją córkę i oddaję ją mu. Wiem, że trafia w dobre ręce, ale we mnie i tak jest niepokój. On jest i będzie zawsze, gdy będę musiała którąś z córek oddać w ręce nieznajomego.
- Zajmiemy się nią. Proszę usiąść i poczekać- Kobieta wskazuje na krzesła zajęte przez ludzi. Mój wzrok utkwiony jest w lekarzu. Czuję dłoń na moim nadgarstku, która ciągnie mnie na siedzenia. Opieram się o ścianę i zsuwam na krzesło. Chowam twarz w dłoniach. Zaczynam odczuwać straszny ból głowy i totalny mętlik. Serce bije mi jak oszalałe. Nie słyszę niczyich głosów... Cisza.
Kilka dni później...
Nadal żyję w stresie, ponieważ nadal nie zdiagnozowano żadnej choroby. Melissa musiała zostać w szpitalu, ponieważ po gorączce nastąpiło krwawienie. To był cios prosto w serce. Stałam się kłębkiem nerwów, strachu i smutku. Nikt nie mógł mnie uspokoić. Moim lekiem na to był widok Meg i spokojnej Melissy.
Wchodzę do pokoju i podchodzę do małego łóżeczka. Siadam na krześle i chwytam jej malutką dłoń. Drugą ręką głaszczę jej czoło.
- Wiem, że jesteś silna i wyzdrowiejesz- Szepczę- Jesteś moim aniołkiem, wiesz? Ty i twoja siostra. Bije od was tyle dobra i spokoju, że jesteście dla mnie jak lek, który przynosi ukojenie. Kocham was tak bardzo, że nie przeżyłabym straty żadnej z was. Wycierpiałam tak wiele... Musisz wyzdrowieć. Wyzdrowiejesz, wierzę w to- Wycieram łzy ze swoich policzków i wstaję by pocałować ją w czoło.
Ktoś wchodzi do pomieszczenia więc odsuwam się od dziecka i spoglądam na lekarza. Prostuję się i wkładam kosmyk moich włosów za ucho.
- Dzień dobry- Mówię drżącym głosem. Mój wzrok podąża za Niallem, który wchodzi do pomieszczenia i staje obok mnie.
- Dzień dobry- Mówi lekarz i podchodzi do nas- Wiemy już co jest pańskiej córce- Odpowiada i wypuszcza powietrze ze swoich ust jakby było to dla niego ciężarem.
Mój puls znacznie przyśpiesza, a moje nogi stają się giętkie. Ręce zaczynają drżeć więc zaczynam się nimi bawić.
- Czy to coś poważnego?- Pyta Niall, a ja spoglądam na lekarza i przyglądam się mu. Gdy kiwa przytakująco głową wybucham płaczem.
- To białaczka szpikowa- Mówi cicho, ale na tyle byśmy mogli to usłyszeć. Czuję jak nogi pode mną się uginają i siadam na krześle. Niall opiekuńczo obejmuje mnie ręką. Wtulam się w jego klatkę.
- Czy możemy coś zrobić?- Pyta, a jego głos zaczyna się załamywać. Nie jestem w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa, dlatego jestem wdzięczna Niallowi.
- Konieczny jest przeszczep szpiku...- Robi pauzę i spogląda w swoje notatki- Na początku zrobiliśmy pani badania...- Spogląda na mnie, a ja kiwam głową- Niestety nie może być pani dawcą szpiku- Czuję jak mój świat się zawala.
- Jak to?! Przecież musi być jakiejś wyjście!- Chcę wstać, ale Niall chwyta mnie za ramiona.
- Jest- Odpowiada lekarz i patrzy na Nialla, a potem na mnie.
- Jakie?- Pytam cicho.
- Dawcą szpiku na pewno będzie ojciec- Chowam twarz w dłoniach i analizuję jeszcze raz jego słowa.
- Nie...- Kręcę głową- To nie możliwe- Łzy leją się z moich oczu, a całe moje ciało drży.
- To jedyny ratunek. Nie ma pani dużo czasu- Wzdycha i wychodzi.
- To jest koszmar, tak?- Płaczę i spoglądam na Nialla- Ona nie może umrzeć...
- Nie umrze jeśli wyznasz Harry'emu prawdę- Kuca obok mnie.
- Ale...- Spoglądam na Melissę. Nie wybaczyłabym sobie gdybym jej nie pomogła. Jest dla mnie wszystkim i jeśli ocalę jej życie wyznając prawdę Harry'emu, zrobię to- Powiem mu- Wzdycham, a Niall przytula mnie.
Kilka dni później...
Skontaktowanie się z Harrym nie było takie łatwe. Musiałam z Niallem popytać kilka osób i w końcu dostaliśmy jego numer od Louisa. Wysłałam mu smsa z zapytaniem czy mógłby się ze mną spotkać. Potrafię wyobrazić sobie jego zdziwienie w tamtym momencie. Nie podałam powodu, ale mimo to się zgodził.
Dzisiejszy dzień jest tym, w którym Harry dowie się prawdy. Serce wali mi jak oszalałe z samego rana. Musiałam szybko opuścić szpital i udać się do domu by poprawić swój wygląd. Gdy zbliżała się godzina naszego spotkania wypiłam krople na uspokojenie, które pomogły mi chyba tylko na dziesięć minut.
- Będzie dobrze. Harry to zrozumie- Steph przytula mnie i posyła mi uśmiech. Wzdycham i kiwam głową.
Myślę, że im szybciej to zrobię tym szybciej pozbędę się nerwów i problemów więc zaczynam szybko iść na szpilkach co chwila wykrzywiając sobie nogę. Nie ma się co dziwić. Od dawna nie miałam tak wysokich butów na nogach i do tego są one jak z waty. Gdy orientuję się, że stoję przed restauracją zatrzymuję się i zamieram. Nie mogę. Nie dam rady. Już mam się zacząć cofać, ale jakiś mężczyzna zaprasza mnie do środka i chwyta w talii wprowadzając do środka. Rozglądam się i gdy zauważam Harry'ego czuję jak serce mi szaleje i biorę kilka głębokich oddechów.
- Cześć- Podchodzę do stolika i siadam szybko na fotelu. Zdejmuję kurtkę i powieszam ją na oparciu.
- Cześć- Mówi z delikatnym uśmiechem i odkłada menu.
- Zamawiałeś coś?- Pytam i chwytam trzęsącymi się rękoma menu, ale wypada ono z moich dłoni. Obserwuje mnie co wcale mi nie pomaga- Ja podziękuję- Mruczę pod nosem i chowam dłonie pod stołem.
- Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?- Kładzie dłonie na stole. Przełykam ślinę. Zauważam, że jego włosy są nieco krótsze od naszego ostatniego spotkania i tym razem są jeszcze lepiej ułożone. Jego zielone oczy są nadal takie same, a na ustach widnieje delikatny uśmiech- Hm?- Odrywam wzrok od niego i zaczynam grzebać w mojej torebce. Wyjmuję zdjęcie na którym jest Meg i Melissa. Drżącą rękę kładę je na stoliku. Jego wzrok od razu pada na zdjęcie.
- To jest Meg- Pokazuję palcem- A to Melissa- Spoglądam na niego. Marszczy swoje czoło i patrzy an mnie zdezorientowany.
- Są słodkie, ale nie rozumiem dlaczego mi je pokazujesz- Wzdycha i chwyta zdjęcie w swoje ręce.
- To są moje córki- Szepczę cicho i spuszczam głowę.
- Och...- Wzdycha- Gratulacje- Uśmiecha się, a dwa dołeczki formułują się w jego policzkach- Kto jest tym szczęściarzem?- Pyta, a ja przełykam głośno ślinę. Podnoszę nieśmiało swój wzrok.
- Ty- Patrzy na mnie, a nagle marszczy czoło i odkłada zdjęcie.
- Jak to ja? To niemożliwe- Kręci głową.
- Przepraszam. Ja nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Dowiedziałam się dopiero w Kanadzie. Nie chciałam tobie powiedzieć, bo myślałam, że jesteś z Evą- Mówię szybko, a łza spływa po moim policzku. Widzę, że ma mętlik w głowie.
- Załóżmy, że to ja jestem ojcem...
- Jesteś nim- Przerywam mu.
- Co skłoniło cię do powiedzenia mi tego?- Przygląda mi się.
- Melissa... Ona jest w szpitalu. Ma białaczkę szpikową i potrzebuje przeszczepu. Tylko ty możesz być dawcą- Płaczę- Nie musisz bawić się w ojca. Po prostu chcę żebyś pomógł mojej córce- Spuszczam głowę i chowam twarz w dłoniach.
__________________________
Hejka ;)
Nie dodałam wczoraj, ponieważ chciałam żeby ten rozdział był idealny, a nie miałam weny. Za to dzisiaj ją miałam i w sumie to nawet podoba mi się ten rozdział :) Ostatnio były krótsze więc chciałam żeby ten był dłuższy ;)
Mam nadzieję, że wam się spodoba i pozostawicie swoje opinie :D Z góry dziękuję wszystkim za komentarze :*
20 KOMENTARZY= NEXT